Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/223

Ta strona została przepisana.

często zapraszał mnie do siebie na obiad sam na sam i był ze mną rozmowny, cierpliwy jak niańka. Tem więcej to uderzało, że ówcześni profesorowie uniwersytetu kijowskiego w stosunkach ze mną zachowywali dumę odpychającą i ze szczytu swojej uczoności zaledwie zaszczycali mnie kilkoma słowami.»
Poświęciwszy umiłowanym celom życie i mienie, zebrał Świdziński nieoszacowane zaiste skarby pamiątek przeszłości polskiej, zwłaszcza w bogatej w wielkie rzadkości bibliotece i w rękopisach licznych a drogocennych utworzył, jak sam mianował, Muzeum polskie imienia Świdzińskich. Te cenne zbiory całego życia Konstanty Świdziński testamentem przekazał wraz z całym swym majątkiem, margrabi Aleksandrowi Wielopolskiemu z życzeniem, aby wcielił to wszystko do ordynacyi Myszkowskiej i w umyślnie na ten cel zakupionym domu w Warszawie założył muzeum, dostępne dla uczonych. W liście do Wielopolskiego wskazywał bardziej szczegółowo, jak to muzeum ma być urządzone, a zarazem w najczulszych wyrazach zaklinał go, aby spełnił dane mu polecenie. Przytaczamy wyjątek z tego listu, który odsłania głębię duszy Świdzińskiego: «Mój przyjacielu a bracie! Z testamentu mojego widzisz, że wszystko co mi jest najdroższem, w czemem dla siebie szukał zasługi przed Bogiem i ludźmi czemum poświęcił cały mój dostatek, zdolności i życie w twe ręce i strażę oddaje. Szczęśliwy jestem, żem Cię znalazł na ziemi. Gdy mnie Bóg wezwie ku sobie, z błogim spokojem zejdę z tego świata, bo przekonany jestem, że owoc życia mojego na ziemi, Muzeum moje, które twej straży poruczam, nie zmarnuje się pod twoją opieką, bo mocno ufam, że poszanujesz tę pracę moją, iżby nietykalna i nierozproszona przetrwała w potomne wieki dla dobra ziomków.... bo całem sercem czuję, że niedopuścisz, aby pamięć, zasługa i praca całego życia mojego bezowocnie zgasnąć kiedy śród ziomków naszych miała... Przyjacielu a bracie mój w duchu! polegam cale na twem sumieniu najprawszem a sercu najszlachetniejszem, bom ci oddał w ręce bezwarunkowo wszystko co mi najdroższe pracę, zasługi, sławę całego życia i pamięć w czasy potomne imienia mojego – i cóż więcej mogłem ci oddać w zakład mojej ufności i przyjaźni dla ciebie?...» Kończy list temi słowami: «Spokojny i szczęśliwy w duchu zostaję, bo wiem, że prace i zbiory moje, w twe ręce powierzone, doprowadzisz do celów pożytecznych a zbawiennych dla ziomków naszych; bo niezachwianie przeczuwam, że pamięć o mnie i usiłowaniach moich ku dobru powszechnemu twem współdziałaniem wyświetnisz i zapewnisz zbawienie duchowi mojemu, który spoglądając z wieczności na tę ziemię, że prace moje w zbawienne rozrastają się pożytki przez ciebie wśród ziomków, wiecznem szczęściem radować się będzie.»
Niespełna w miesiąc po napisaniu tego testamentu, zmarł Świdziński w Kijowie 11 grudnia 1855 r. Popularne jego imię ściągnęło na pogrzeb tłumy z miasta i okolicy; przyjęli też udział profesorowie uniwersytetu kijowskiego, rosyanie, którzy dla uczczenia pamięci znakomitego polaka wystąpili zbiorowo, z pomocnikiem kuratora na czele, a studenci uniwersytetu na barkach ponieśli trumnę na cmentarz, o 7 wiorst od kościoła odległy. Ciało świdzińskiego zostało później przeniesione do Sulgostowa i ostatecznie złożone w grobach kościoła we Klwowie, obok trumny pradziada jego, wojewody rawskiego.
«Umarł ten zacny człowiek — pisze J. I. Kraszewski — wśród religijnych śpiewów, które mu nucono, ręką jeszcze szukając katalogów swoich, notat, do których tak był przywykł, że na łożu boleści jeszcze dyktował, co kupić gdzie, co dostać, i gdyby miał sposobność, byłby cały kapitał rozszafował na nabytki... Nie jest że to postać wielka siłą, cierpliwością, wytrwaniem, potęgą niezłamaną ducha? nie jest li to Opatrzności człowiek, który w chwili rozproszenia pamiątek zesłany był prawdziwie Bożą ręką na zgromadzenie tego, co ma świadczyć o przeszłości? nie byłże to posłannik od losu dany, który spełniał swą misyę posłuszny? Któżby już i jak ślepy nie chciał w tem widzieć opieki i błogosławieńństwa Bożego dającego nam dziś takich ludzi?»
Zapis Konstantego Świdzińskiego stał się przedmiotem głośnej sprawy sądowej: głośnej zarówno dlatego, że szło o wielką i pracowitą spuściznę przeznaczoną na użytek publiczny, jakniemniej i dzięki temu, że panem jej miał się stać arbitralny i niepopularny margrabia Wielopolski, z którym zapisodawca nie komunikował się już zupełnie od lat dwudziestu przeszło, Przyrodni bracia Konstantego (z innej matki) czteroletnim procesem usiłowali unieważnić te-