Ale tu okazało się, że Prądzyński, planując bitwę, która, nawet będąc przegraną, miała przynieść korzyść, nie zawiódł się na wojsku, któremu zaufał. Przegrana bitwa nie zamieniła się na pogrom. Feldmarszałek rychło przekonał się, że nadzieja przebycia mostu i wkroczenia do Warszawy na karkach cofających się wojsk polskich byla całkowicie płonną. Broniony przez czcigodnego Małachowskiego, praski przyczołek mostowy stawił opór niezłomny. Wojsko w porządku przebyło most i zajęło Warszawę.
W nocy z 25 na 26 lutego zebrała się rada wojenna w celu wyboru nowego wodza naczelnego. Fatalność sprawiła, że wybór padł na Skrzyneckiego. (Szczegóły — patrz życiorys Skrzyneckiego). Względy, przemawiające za tym wyborem, zdawały się tak silne, że głosowali za nim i tacy oficerowie jak Chrzanowski i Prądzyński. «On s’imaginait — pisze ten ostatni w swym memoryale — que Skrzynecki étant brave et ayant à ses côtés des guides pour diriger sa conduite tout irait au mieux... Nous nous sommes furieusement trompés».
Po stronie polskiej tylko Prądzyński właściwie oceniał nową sytuacyę, która po bitwie Grochowskiej nastąpiła. Wszystkich innych — wojskowych i cywilnych — przegrana przeraziła i przygnębia. Po stronie rosyjskiej feldmarszałek tryumfował, słał do Petersburga biuletyny zwycięskie i oczekiwał lada dzień deputacyi z kluczami Warszawy. Jednak minęło dni kilka, deputacya nie przybywała, i feldmarszałek zaczynał postrzegać, że właściwie nie ma co począć ze swoim tryumfem. Warszawa okazała się dla niego równie mało dostępną, gdy stał po zwycięstwie na polu Grochowskiem, jak nią była wtedy, gdy przekraczał granice Królestwa Kongresowego. Tymczasem u polaków pierwsze wrażenie, wywołane przez bitwę Grochowską, minęło. Osłoniona Wisłą armia zaczęła się szybko reorganizować i kompletować nowemi formacyami i wkrótce stała się groźniejszą niż była przed tą bitwą. W nowej organizacyi Prądzyński, awansowany na generała brygady, został generał-kwatermistrzem, a szefem sztabu również posunięty na generała Chrzanowski.
Trzeba było coś uczynić w kierunku przeprawy przez Wisłę. Za dogodne ku temu miejsce uznał Diebitsch Karczew — i oto w tydzień po zwycięstwie armia rosyjska rozpoczęła odwrót 3 197 z pozycyi Grochowskiej. Kwatera główna została przeniesiona do Siennicy. Około połowy marca na szosie Brzeskiej pozostał korpus bar. Rosena, z silami głównemi w okolicach Dębogo-Wielkiego, a awangardą pod dowództwem gen. Gejsmara pod Wawrem i Kawenczynem, armia zaś główna rozłożyła się na szerokich kwaterach między Siennicą, Rykami i Bobrownikami, przesuwając się częściami do Karczewa.
Tej chwili wyglądał nowy generał-kwatermistrz polski z niecierpliwością i upragnieniem. Ruch Diebitscha ku Siennicy dowiódł mu słuszności rozumowania, na którem się wspierał jego plan pierwszej części kampanii. Teraz plan części drugiej dojrzał i sformował się w jego głowie ostatecznie.
Należało, podług tego nowego planu, szybko skoncentrować w Warszawie wszystkie rozporządzalne siły polskie (można było tego zebrać około 50,000), w d. 20 marca wyjść nagle z Pragi, rozbić Gejsmara i Rosena, (co było, przy danym stosunku liczebnym, zadaniem łatwem), a następnie uderzyć na szerokie kwatery feldmarszałka. Przy działaniu szybkiem i energicznem było wysoce prawdopodobnem, że się powiedzie uderzać raz po raz całą masą na dość od siebie oddalone części armii rosyjskiej i bić je kolejno. W razie szybszego, niż się spodziewano, skoncentrowania się sił Diebitscha, odwrót do Warszawy po krótszej linii wewnętrznej pozostawał zawsze zapewniony. Jakkolwiekbądź, gdyby nawet pobicie sił głównych się nie udało, samo już rozbicie Gejsmara i Rosena zagrażało feldmarszałkowi odcięciem od podstawy i zmuszało go do powrotu na szosę brzeską, i to, ze względu na rozkład magazynów, mniej więcej na to jej miejsce, w którem się znajdują Siedlce, czyli przywracało wszystko do tego stanu rzeczy, jaki był w pierwszej połowie lutego.
Z tym genialnym planem Prądzyński udał się do wodza naczelnego — i tu po raz pierwszy zaczął się przekonywać «qu’il s’est furieusement trompé» w wyborze. Skrzynecki poprostu nie zrozumiał, co mu jego generał-kwatermistrz proponował. W wyjściu z Pragi widział on tylko jedno ryzyko, tj. to właśnie, czego się najbardziej obawiał. W Warszawie czuł się bezpiecznym, a w jego równie ciasnej jak upartej głowie nie mogło się pomieścić, że celem wojny jest nie osiągnięcie bezpieczeństwa, lecz pobicie nieprzy-
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/231
Ta strona została przepisana.