Dnia 6 września 1831 roku straszny bój wrzał pod Królikarnią, w pobliżu Warszawy; lekarze pracowali ciężko w ambulansie, urządzonym na tarasie pałacowym, gdy na gwałt zawezwano pomocy dla ciężko rannego porucznika artyleryi. Wybiegł z ambulansu młody człowiek, zaledwie dwudziestoletni, i szybko znalazł się przy chorym pod ogniem nieprzyjaciela; kula przerwała rannemu tętnicę udową, krew lała się strumieniem; jedynym ratunkiem było natychmiastowe podwiązanie tętnicy, a na usunięcie chorego w spokojniejsze miejsce i na wezwanie dalszej pomocy czasu nie było; wśród huku granatów i nieznośnego świstania kul dokonał młodzieniec szczęśliwie jednej z najtrudniejszych operacyj chirurgicznych. Szokalski był wtedy jeszcze studentem, jednakże ta operacya nie była pierwszym jego występem lekarskim. Już przed rokiem prawie, z czwartego kursu medycyny wstąpił wraz z wielu kolegami do armii, jako pomocnik lekarski; odbywał przez ten rok marsze uciążliwe w różne strony Królestwa, prowadził przez czas jakiś samodzielnie szpital w Modlinie w najcięższych warunkach, bo czuł dobrze, że do zadania nie dorósł, a żadnej pomocy ani potrzebnych środków nie miał pod ręką.
We dwa dni po swym bohaterskim czynie opuścił Szokalski wraz z całą armią Warszawę, a po paru tygodniach wkroczył do Prus. Na emigracyi przepędził lat kilkanaście, a te lata wyraźnie i dodatnio w życiu jego całem się zaznaczyły. Blizkie zetknięcie się z nauką w jej wielkich