grozić Warszawie dopiero po przeprawie przez Wisłę, której w prędkim czasie jeszcze żadną miarą probować nie mogła. W rozmowie z Łubieńskim Prądzyński zwrócił jego uwagę, że łatwo zebrać trzy albo i cztery dywizye i, w porozumieniu z Chrzanowskim, zupełnie zniszczyć Rüdigera, coby mogło zmusić armię główną do powrotu na szosę brzeską i na dalszy przebieg wojny podziałać tak samo, jak w swoim czasie zwycięstwa pod Dębem-Wielkiem i Iganiami.
Łubieński, zachwycony tym projektem, przedstawił go wodzowi naczelnemu, naturalnie, zachowując w tajemnicy nazwisko jego autora. Po długich wahaniach i wynikłej z nich stracie czasu, Skrzynecki projekt w zasadzie przyjął, ale swoim zwyczajem do wykonania jego przeznaczył siły zbyt szczupłe (dawny korpus Umińskiego, nad którym dowództwo objął Jankowski, jeden z najniedołężniejszych generałów polskich, i dywizyę Rybińskiego), te same przez się ledwie wystarczające siły pokawałkował tak, że Rybiński w boju wcale nie wziął udziału, i ostatecznie, przeciwstawił Rüdigerowi kilka rozproszonych, bezładnie i bez wzajemnej o sobie wiadomości działających oddziałów. Rezultatem była porażka pod Budziskiem (d. 19 czerwca).
Tymczasem nowy wódz rosyjski, feldmarszałek Paskiewicz, rozpoczął pochód w dół Wisły. Śmiertelna dla polaków przeprawa przez Wisłę zaczęła się zbliżać, surowe oblicze katastrofy zaczęło się wydobywać z mroku przyszłości i coraz wyraźniej zarysowywać.
Prądzyński, Łubieński, Kołaczkowski, Bontemps, Bem, — wszyscy, z kim Skrzynecki o tej sprawie rozmawiał, jednym głosem wołali, że niemożna zostawiać rzeczy ich własnemu, coraz dla nas niepomyślniejszemu biegowi, że należy koniecznie albo przeciwdziałać pochodowi rosyan w dół Wisły przez wyjście z siłami głównemi z Modlina, albo wznowić chybioną akcyę przeciw Rüdigerowi, albo wreszcie czynić cokolwiek raczej, niż przyglądać się spokojnie fatalnej przeprawie. Nic nie pomogło. Wreszcie w dn. 18 i 19 lipca «fut accompli sans coup férir ce passage de la Vistule, objet constant des opérations de l’armée russe depuis le commencement des hostilités et qui était pour les polonais un coup mortel». (Memoryał).
Wreszcie opinia publiczna zaczęła się burzyć przeciw wodzowi naczelnemu. Sejm wyznaczył komisyę do zbadania czynności Skrzyneckiego i upoważnił ją do ewentualnego odebrania mu dowództwa.
Teraz w życiu Prądzyńskiego nastał okres, jeżeli być może, jeszcze cięższy od poprzedzającego. Ten człowiek prawy i szlachetny, o uczuciach wytwornych i subtelnych, z natury swej jak najdalszy od wszystkiego, co się nazywa intrygą, ten urodzony żołnierz — musiał teraz z konieczności wziąć udział w procedurze przeciw swemu wodzowi, który, w najlepszej wierze i w najszczerszem przekonaniu, że on jeden zdoła ginącą już sprawę ocalić, rozwinął w celu utrzymania swej nieszczęsnej władzy akcyę rozległą, skomplikowaną i często blizko graniczącą z intrygą.
Prądzyński, na równi z kilku innemi generałami i wyższemi oficerami, wezwany został urzędowo do udziału w tej komisyi. Sporządził on notatkę, w której wykazywał, że dowództwo naczelne armii jest zadaniem nad siły Skrzyneckiego, i chciał go nakłonić do dobrowolnej rezygnacyi. Notatkę tę zakomunikował księciu Adamowi, pragnąc, aby Skrzynecki był o niej zawczasu uprzedzony, i aby nie padł na niego cień nawet posądzenia o jakiekolwiek knowania tajemne. Rezultat był jak najgorszy. Wódz naczelny przybył osobiście na pierwsze posiedzenie komisyi (d. 27 lipca), obecnością swoją skrępował, rzecz prosta, generałów i oficerów, a wreszcie wprost zabronił im mówić o czemkolwiek oprócz tego, co on sam podda dyskusyi, i przeszkodził odczytaniu notatki Prądzyńskiego. Rzecz stała się śmieszna. Gdy wreszcie, zapytani o to, co należy czynić, generałowie oświadczyli jednogłośnie, że nie pozostaje nic oprócz wielkiej bitwy, Skrzynecki oświadczył, że to właśnie jest jego zamiarem. Na tem zakończyło się to jałowe posiedzenie, które nie doprowadziło do żadnego rezultatu i wszystko pozostawiło «in statu quo ante».
Skrzynecki, który pozostał przy władzy, a który w głębi duszy nie myślał nawet o żadnej akcyi stanowczej, dla zamydlenia oczu opinii publicznej wykonał kilka niedołężnych manewrów i wreszcie stanął w obozie pod Bolimowem. Ale, gdy tam bawił, w Warszawie wzburzenie z powodu jego bezczynności doszło już do szczytu. Zapóźno, jak to zwykle u nas, zdecydowano się na krok stanowczy. 9 sierpnia przybyła do Bolimowa
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/242
Ta strona została przepisana.