druga komisya sejmowa, która d. 13 sierpnia odjęła Skrzyneckiemu dowództwo naczelne. Być może, że, gdyby uczyniono to w pierwszych dniach lipca, przed przeprawą rosyan przez Wisłę, wojna inny wzięłaby obrót.
Stałego wodza naczelnego miał mianować sejm. Dowództwo prowizoryczne do czasu tej nominacyi powierzyła komisya świeżo okryte temu laurami z powodu przesławnego odwrotu z Litwy generałowi Dembińskiemu, sama zaś niebawem wróciła do Warszawy i złożyła raport sejmowi. Sejm tegoż dnia jeszcze zamianował wodzem naczelnym Prądzyńskiego, któremu nazajutrz d. 14 sierpnia przywiózł nominacyę minister wojny generał Morawski. Lecz tu okazało się, że Prądzyński był tylko genialnym strategikiem i nieposzlakowanym człowiekiem, nie miał zaś tych niezmiernie rzadkich zresztą cech charakteru, któreby mu pozwoliły w tem istotnie nad wyraz trudnem położeniu stać się jego panem.
Przejęty myślą, że, gdyby, wobec powszechnie znanego stanowiska swego względem Skrzyneckiego, objął po nim urząd, mógłby narazić na szwank swoją niezachwianą reputacyę prawego człowieka, odmówił przyjęcia niebezpiecznego za szczytu.
Ale nazajutrz, w d. 15 sierpnia zaszedł w Warszawie smutnej pamięci przewrót, który u steru rządu postawił generała Krukowieckiego. 16-go minister wojny ponownie przywiózł Prądzyńskiemu odrzuconą nominacyę, popartą nakazem kategorycznym nowego rządu i gorącemi prośbami najszanowniejszych ludzi wojskowych i cywilnych.
Generał-kwatermistrz zaczął się wahać. I jeszcze wyraźniej wystąpiła na jaw jego niezdolność do każdego innego oprócz wojennego czynu. Znając szaloną ambicyę i trudny charakter Krukowieckiego, uczynił decyzyę swoją zależną od tego, czy zapewni on mu swoje spółdziałanie i poparcie. Krukowiecki, którego obietnice nic nie kosztowały, przyrzekł mu uroczyście jedno i drugie. Prądzyński przyjął nominacyę.
O świcie 17-go Prądzyński udał się do Dembińskiego, w celu przyjęcia dowództwa i odbycia przeglądu wojsk. Znalazł tam Krukowieckiego — i nastąpiła scena dziwna i przykra: Dembiński zaczął swemu nowemu wodzowi ostro wywodzić, że odjęcie mu dowództwa jest zgubą dla sprawy, Krukowiecki zaś oświadczył wyniośle, że, jako komendant Warszawy, jeżeli nie zostanie natychmiast zaopatrzony w potrzebne do jej obrony załogę, artyleryę i żywność, na własną rękę rozpocznie rokowania z feldmarszałkiem o kapitulacyę.
Nietylko Napoleon, ale i Chłopicki potrafiłby w podobnej sytuacyi objąć władzę przemocą i nieposłusznych oddać pod sąd wojenny. Prądzyńskiego zatrwożyły poważne i prawdopodobnie krwawe konsekwencye kroku stanowczego. Złożył on otrzymane wczoraj i nie objęte jeszcze faktycznie dowództwo naczelne. Dembiński z Krukowieckim udali się do Warszawy i wydarli u rozkładającego się już sejmu pierwszy nominację stałą na wodza naczelnego, drugi urząd prezydenta rządu z władzą niemal dyktatorską. Pradzyński objął dowództwo inżynieryi na miejsce Kołaczkowskiego, który zostal generał-kwatermistrzem.
18-go sierpnia rosyjska armia główna stanęła w Nadarzynie, Wolicy, Błoniu i Piasecznie, z drugiej zaś strony Wisły, na szosie brzeskiej Rosen zbliżył się do samej Pragi. Warszawa była już blokowaną. 19-go Krukowiecki, bez żadnej trudności odjął Dembińskiemu jego efemeryczne dowództwo. Faktyczne dowództwo naczelne objął on sam, gdy jednak zdał mu się być potrzebnym ktoś, ktoby nosił ten niebezpieczny tytul, zamianował czcigodnego Małachowskiego. Nikt zresztą, nie wyjmując samego Małachowskiego, nie miał co do istotnego stanu rzeczy żadnych złudzeń.
21-go Krukowiecki zwołał radę wojenną, na której ujawniło się powszechne przekonanie, że akcya zaczepna przeciw stojącemu na czele potężnej armii już pod wałami Warszawy Paskiewiczowi z konieczności zakończyłaby się klęską generalną. Dembiński wystąpił z dziecinnym planem przeprowadzenia całej armii i przeniesienia teatru wojny na Litwę. Chrzanowski, uważając że sprawa już jest przegrana, doradzał kapitulacyę i rokowania o pokój. Prądzyński zachował milczenie.
Po ukończeniu rady urzędowej, która, jak wiele rad, nie doprowadziła do żadnego rezultatu, Krukowiecki zatrzymał u siebie Prądzyńskiego i Łubieńskiego, aby się z niemi naradzić prywatnie, lecz skutecznie nad tem, co ostatecznie czynić należało, aby dojść do jakiegoś wniosku praktycznego. I wtedy geniusz strategiczny Prądzyńskiego raz jeszcze zabłysnął w całej świetności.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/243
Ta strona została przepisana.