Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/246

Ta strona została przepisana.

z nieznacznym oddziałem, aby go odepchnąć jak najdalej i przeszkodzić mu do nowego ruchu ku zachodowi. Drugi oddział pod dowództwem Zawadzkiego miał iść w Lubelskie, aby zmusić Rüdigera do powrotu na prawy brzeg Wisły i dać przez to walczącemu z nim w województwie Sandomierskiem Różyckiemu możność uderzenia na tyły rosyjskiej armii głównej. Siły główne Ramorina miały trzymać się między Łukowem a Międzyrzecem, aby prowidować Warszawę, a następnie, stosownie do okoliczności, bądź to wracać pośpiesznie do zagrożonej szturmem stolicy (mogły tam stanąć w ciągu dwóch dni), bądź uderzyć na Rosena, gdyby ten probował wrócić, albo na Rüdigera, skoro stanie on w Lubelskiem.
29 sierpnia Zawadzki ruszył na Łuków, a Konarski na Międzyrzec, gdzie napotkał na silny opór. Przybyły na pole bitwy wraz z Ramorinem Prądzyński przekonał się, że jest to cały korpus Rosena. Był to dla polaków pożegnalny uśmiech fortuny. Rosen, stojący w widłach, utworzonych przez dwie błotniste rzeczki, w pozycyi nader niedogodnej i łatwej do obejścia, mógł być zniszczonym doszczętnie.
Prądzyński zmienił dyspozycyę: z pozostałą po odejściu Zawadzkiego brygadą 5-ej dywizyi i z oddziałem Konarskiego (razem około 5000 ludzi z 8 działami) pozostaje przed Międzyrzecem dla zajęcia rosyan, gdy tymczasem po za jego frontem, zamaskowany nadto przez zarośla, Ramorino na czele dywizyi Bielińskiego i prawie całej jazdy (przeszło 10.000 ludzi i 24 działa) rusza obchodem do poblizkiej Rogoźnicy, aby stamtąd rzucić całą swoją masę na tyły pozycyi rosyjskiej w Międzyrzecu. Wtedy Prądzyński ruchem flankowym zejdzie z szosy i, utworzywszy przez ten prosty manewr prawe skrzydło szyku bojowego, zepchnie Rosena do wsi i położonego za nią długiego défilé. W tym stanie rzeczy zguba jego stanie się nieuchronną.
W parę godzin po odejściu Ramorina rozlega się ze strony Rogoźnicy kanonada. Przekonany, że to Ramorino wykonał już swój manewr i walczy z arjergardą Rosena, Prądzyński wykonywa umówiony ruch flankowy i przyśpiesza pochód. Zaledwie minął błoto, widzi idącego przeciw niemu na czele 9.000 ludzi i 24 dział Rosena. Pewny, że niebawem ujrzy debuszującego na jego tyłach Ramorina, przyjmuje walkę tak nierówną. Nikt się nie pojawia. Pozostawiony własnym siłom, Prądzyński walczy do późnej nocy i odpiera szczęśliwie ataki rosyan. Nazajutrz zrana Rosen w dalszym ciągu prowadzi odwrót; o godzinie 8-ej Prądzyński zajmuje Międzyrzec.
Cóż się okazało? Oto Ramorino, po rozstaniu się z Prądzyńskim, zmienił zamiar. Posłał po Zawadzkiego, aby go zwrócić z drogi i napowrót z siłami głównemi połączyć, a sam poszedł najspokojniej na noc do Tłuśćca. Kanonada, którą słyszał Prądzyński, była to zwycięska utarczka pod Rogoźnicą dowodzącego awangardą Ramorina pułkownika Rychłowskiego z generałem Werpachowskim. Ramorino, który o swojej »zmianie planu« nie uznał za potrzebne choćby zawiadomić Prądzyńskiego, słysząc obie bitwy, nie ruszył się z miejsca.
Rosen cofał się forsownemi marszami, jednak nazajutrz, a nawet 31-go można go jeszcze było dosięgnąć, — naturalnie przy wielkim pośpiechu. Ale właśnie tego pośpiechu nie było. Ramorino zewsząd wyruszał zbyt późno, wszędzie zatrzymywał się zbyt długo, i ostatecznie 31-go po południu Rosen debuszował z Piszczacza na prostą drogę do Brześcia o pół godziny wcześniej od polaków. Był ocalony.
Prądzyński, Ramorino i książę Adam zeszli się na radę wojenną. Wyprawa przeciw Rosenowi była już oczywiście i niepowrotnie chybioną. O zamierzonej akcyi przeciw Rüdigerowi, wobec cofnięcia z drogi Zawadzkiego, też nie mogło być mowy. Jedyną rzeczą rozsądną, a zarazem jedynym obowiązkiem był co najrychlejszy powrót do zagrożonej już blizkim szturmem stolicy. Prądzyński nastawał, aby odwrót tegoż jeszcze dnia był rozpoczęty.
Ramorino oponował. Rada jeszcze trwała, gdy przybył z Warszawy kapitan Rzewuski, przywożąc od wodza naczelnego wyraźny, piśmienny rozkaz niezwłocznego powrotu do Warszawy. Wtedy Ramorino, po którego głowie ciągle snuły słę mętne idee jakiejś wyprawy w okolice Zamościa, dopuścił się, niesubordynacyi jawnej i niewątpliwej: odmówił posłuszeństwa rozkazowi.
Wróciwszy d. 1-go września do Warszawy, Prądzyński objął swój dawny urząd generał-kwatermistrza; (Kołaczkowski wrócił do dowództwa inżynieryi). Faktycznie jednak w kierowaniu czyn-