dzyńskiemu zażegnać burzę. Ostatecznie przedłużono zawieszenie broni do godziny 1-ej po południu, w którym to przeciągu czasu miał Krukowiecki otrzymać wreszcie od sejmu żądane pełnomocnictwa.
Za powrotem generałów do Warszawy rząd postanowił wyjaśnić sejmowi istotny stan rzeczy i stanowczo zażądać od niego pełnomocnictw dla prezydenta. Tę misyę trudną i bolesną powierzono znowu Prądzyńskiemu, który ze wszystkich uczestników tej wojny pił gorycz z najgłębszej czary i pił ją bez szemrania, w przeświadczeniu, że niema ofiary, którejby dla dobra publicznego ponieść nie był obowiązany.
O godzinie 10-ej rano Prądzyński stanął przed sejmem — i tu zaszła rzecz potworna, rzecz, która, gdy się nawet wie z całą pewnością o jej rzeczywistości, wydaje się czemś nieprawdopodobnem: Sejm w obecności Prądzyńskiego przez aklamacyę udzielił prezydentowi żądanych pełnomocnictw i rozwiązał się. Skoro zaś generał przekroczył próg sali sejmowej, rozpoczął, jakby nigdy nic, debaty nad jakimś grubym projektem do prawa, dajac dementi swojej własnej uchwale i kompromitując ostatecznie przed wodzem rosyjskim powagę zarówno swoją własną, jak i upoważnionego przezeń do układów prezydenta rządu. Zdolni do konsekwentnego myślenia posłowie opuścili salę, pozostałe w niej stare dzieci, przy grzmocie wznawiającego się już nad skazanem na zatratę miastem ognia działowego, prowadziły w dalszym ciągu swoją smutną zabawę.
Nie wiedzący o niczem Prądzyński pędził pod wystrzałami obu stron ku posterunkom rosyjskim, aby wstrzymać bój. Feldmarszałek był raniony, Prądzyńskiego przyprowadzono przed Wielkiego Księcia, który, wobec niedawnych słów Krukowieckiego, wyraził wątpliwość, czy sejm znowu nie wtrąci się i nie przeszkodzi układom.
— La diète n’existe plus — odparł Prądzyński — ella s’est dissoute en ma présence.
— Est ce bien certain, ce que vous me dites?
Monseigneur, je l’ous donne ma parole d’honneur, qu’il n’y a plus de diète, et que le comte Krukowiecki est décidé à conclure un traité qui aura pour base la soumission à l’Empereur.
— Je vous crois et en ce cas je m’en vais envoyer prendre les ordres du maréchal.
Feldmarszałek odpowiedział, że nie przerwie boju, póki preliminarz konwencyi nie zostanie podpisany. Prądzyński, który widział, że obrońcy Warszawy walczą już ostatkiem sił, wraz z upoważnionym do jego podpisania generałem Bergiem co tchu w koniach popędził do Warszawy.
Tu z przerażeniem dowiedział się od Krukowieckiego, że sejm w dalszym ciągu odbywa posiedzenie, a obiecane upoważnienie jeszcze nie nadeszło.
Osłupiały Prądzyński raz jeszcze udał się do sejmu, który na ten raz, po pełnem goryczy przemówieniu generała, posłał wreszcie Krukowieckiemu przez posłów Ludwika Małachowskiego i Libiszewskiego piśmienne upoważnienie do układów. Na przywiezionym przez Berga projekcie preliminarza Krukowiecki zaznaczył proponowane przez siebie zmiany i podpisał. Z tym dokumentem oraz z dołączonym do niego listem do Cesarza, który jednak miał być wysłany dopiero po podpisaniu preliminarza przez Paskiewicza, Prądzyński i Berg znowu pojechali do obozu rosyjskiego. Nie wszystkie proponowane zmiany zostały przez feldmarszałka akceptowane. Trzeba było jeszcze raz wieźć do Krukowieckiego ultimatum rosyjskie w ostatecznej redakcyi. Wśród dogorywającego już, acz jeszcze zaciętego, boju jechał Prądzyński, ale ukojenie zaczynało już zstępować do jego skołatanej duszy. Preliminarz, który wiózł z sobą, zezwalał wszystkim rozrzuconyin po kraju korpusom i oddziałom polskim zebrać się w jedno i zająć Modlin. 50,000 dobrych wojsk w fortecy tak doskonałej myślał generał przecie podstawa, na której można zawrzeć niezły pokój. I poprzez całą gorycz tylu doznanych klęsk i zawodów podnosił się w jego szlachetnej duszy kojący głos uczciwie do końca spełnionego obowiązku i zstępowała do niej słodka nadzieja, że jego nad miarę bolesne wysiłki przyniosą krajowi istotny pożytek.
«Mais que devins je lorsque en arrivant au palais du gouvernement, j’apprends, que Krukowiecki n’est plus président, que c’est BonavenNiemojewski qui le remplace, et qu’une espèce de diète siège de rechef au palais même.
Je n’ai pas de paroles pour exprimer le dése-
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/248
Ta strona została przepisana.