graficzne i bibliograficzne do obecnego życiorysu.
Życzyć by jednak należało, żeby prace naukowe, a zwłaszcza historyczne Hubego doczekały się wyczerpującego rozbioru i postawione zostały na tem wysokiem stanowisku, które im się bezspornie należy.
Jako pedagog, dramatyk i powieściopisarz należał Józef Korzeniowski do najbardziej wpływowych u nas mężów. Długo, bardzo długo na uznanie i rozgłos pracował, a zdobywszy je, musiał jeszcze stać się przedmiotem bolesnych, zjadliwych pocisków (Juliana Klaczki, Lucyana Siemieńskiego), raniących w najtkliwszą stronę moralną. I dzisiaj nawet, niektórzy krytycy uważają się za uprawnionych do patrzenia nań z pewnem litościwem pobłażaniem, chociaż istotny talent winien go był od tego uchronić.
Korzeniowski urodził się r. 1797 w folwarczku, położonym tuż przy mieście Brodach (w Galicyi), sławnem niegdyś z handlu. Lata dziecinne wspominał jak swój «raik». Kształcił się najprzód w różnych szkołach galicyjskich po niemiecku, a potem w słynnem gimnazyum Krzemienieckiem po polsku. Żyjąc w kółku kolegów, oddanych literaturze i marzących o autorstwie, sam też zaczął tworzyć, oczywiście w smaku wtedy rozpowszechnionym tj. pseudoklasycznym. Najdawniejszy jego drukowany wiersz, to «Oda na rok 1815» ogłoszona r. 1816 w tym samym «Tygodniku Wileńskim» (organie młodzieży), gdzie w dwa lata potem miał Mickiewicz pomieścić swą «Zimę miejską». Korzeniowski, lubo wojnę potępiał, najlepsze w tej odzie wiersze poświęcił «bogu wojny», Napoleonowi. Nie znaczy to jednak, żeby miał być entuzyastą. Przeciwnie, mniemając, że poezya wzbudza namiętności, zarzucił ją na czas jakiś i zabrał się do studyów nad filozofia moralną, do której wchodziła także i estetyka. Nie mógł atoli pokonać przyrodzonego popędu i powrócił po trzech latach do twórczości, zawsze jednak trzymany na wodzy rozsądku. W wyborze wzorów poetyckich trudno mu było zdecydować się stanowczo. Wykształcony na literaturze francuskiej, w atmosferze czci dla «reguł», długo ulegał przyzwyczajeniu, chociaż zaznajomił się już był z estetyką i poezyą niemiecką. Bardziej niż Brodziński unikał «metafizyki», gdyż trzeźwy jego rozum lubił jasność i łatwą zrozumiałość. Co do stopnia uczuciowości, ten nie był w nim wyższy niż u Brodzińskiego, lecz sama uczuciowość miała, że tak powiem, szersze pole rozlewności; autor z wczesnego zamiłowania literatury dramatycznej musiał uwzględniać nietylko uczucia łagodne, ale i gwałtowne, do starcia prowadzące.
Wahając się między Francuzami a Niemcami, równocześnie tłómaczył Woltera i Schillera. Znał oczywiście wywody, przeciwne prawidłu «trzech jedności» w dramacie, lecz się nie ośmielił zerwać z niem odrazu. I lubo w chwili, kiedy zabierał się do tworzenia dramatu oryginalnego, już nawet w naszem czasopiśmiennictwie oświadczano się wyraźnie przeciw owemu prawidłu, Korzeniowski na razie tylko «jedność miej-