wieść z czasów wojen szwedzkich p. t. «Dziewczę z Sącza.» Rzecz osnuta na motywach ściśle historycznych, na co poeta położył nacisk w przypisach. Świadectwa historyczne mówią o powstaniu mieszczan w Nowym Sączu i wypędzeniu załogi szwedzkiej d. 13 grudnia 1655 r., które było hasłem do podjęcia oręża na całem Podgórzu, uprzedziwszy na 10 dni odstąpienie Szwedów od oblężenia Częstochowy, a na dwa tygodnie zawiązanie konfederacyi tyszowieckiej; podanie zaś miejscowe dodaje, iż czyn ten bohaterski mieszczan sądeckich dokonał się za sprawą pewnej dziewczyny, w której zakochał się oficer szwedzki, on to ostrzegł ją, że Szwedzi gotują okrutną rzeź wszystkim mieszkańcom Sącza, co uprzedzając, mieszczanie sami schwycili za oręż.
Zobaczmy teraz, jak poeta wyzyskał te motywy, tak piękne już w założeniu, tak bogate w efekta zderzeń sprzecznych uczuć miłości, obowiązku, honoru, samoobrony i poświęcenia.
Zaczyna się poemat od pięknego obrazka rodzajowego: w «bielonej izbie» za «cisowym stołem,» koło kominka siedzi dwoje staruszków: dziadek Janusz i babka, wnuczka ich, Basia, «kwiat Sącza,» czyta z wielkiej księgi żywoty świętych; naprzeciw niej tęgi młodzian, Bartek, «cieśla z cieślów sławnych,» niby słucha z zajęciem, ale w samej rzeczy nic nie słyszy, bo cała dusza spłynęła mu we wzrok, a wzrok zatopił w obliczu pięknej lektorki. Od cudów i świętych rozmowa schodzi na Częstochowę, Szwedów.., babka przerywa przerażona: na górze Szwed kwaterowany: jeszcze usłyszy i nieszczęście gotowe Basia z dziwną żywością uspakaja dziadków: pan Oskar, młody oficer, człowiek dobry, szlachetny, lubi babkę i dziadka, Bartka i... ją; a gdy zapalczywy Bartek odgraża się na Szwedów, wołając «Wytniem ich!», Basia z płaczem pada na krzesło.
Wyborne wdrożenie akcji: w tych pół-słówkach i pół-ruchach Basia zdradza przed czytelnikiem tajemnicę swego serca: kocha Oskara pierwszą dziewiczą miłością, miłością, która nie zna żadnych przeszkód ni względów. Milość ta, pod smutną wróżbą zrodzona, smutno zakończyć się musi. Ale nim dojdziemy do krwawego rozwiązania tak kunsztownie zadzierzgniętego węzła, jeszcze kilka scen pięknych, już to sielankowych — pod grożącym piorunem rzezi i pożogi, jak rozmowa Oskara z Basią u studni, w której młody wojak, niepomny słowa i bonoru wojskowego, ostrzega Basię o knowaniach Steina na gardło Sądeczan, by ocalić ją i jej rodzinę; już to rodzajowych, wybomych i charakterystycznych, jak np. rada mieszczan w gospodzie u Janusza; lub wreszcie tak głębokich psychologicznie, jak ta, w której poeta maluje subtelnie stan psychologiczny Basi po rozmowie z Oskarem: gołębia jej naiwność i teraz jeszcze pozostała nieskalaną — zamiast trwożyć się marzy i przez sen tylko, wymawiając bezładne wyrazy: «Rzną!... Oskar!... Mord!… Rzeź w mieście!...» zdradza tajemnicę Oskara.
Tragedya uczuć i losów szybko zbliża się ku końcowi. Na dany znak mieszczanie powstali. W mieście rzeź, jęki, pożar, śmierć. Basia z kościoła, do którego schroniła się przed zamieszaniem, bieży ocalić Oskara. Przebiega wśród płonących budowli, wśród szeregów walczących, przez trupy i zgliszcza. Znajduje Oskara, zasłania go rękoma białemi — daremnie! daremnie Bartek woła, iż on dla niej jutro będzie katolikiem! Oskar pada, ugodzony kulą, a Basia na pierś jego osuwa się bez życia. W ostatniej scenie Bartek ciesze modrzewiową trumnę dla swojej panienki, żegna się z nią i idzie tam, dokąd go wola obowiązek i poczucie obywatelskie — walczyć pod wodzą Czarnieckiego.
Wyborna plastyka postaci, wierność tła dziejowego, subtelność w cieniowaniu psychologicznem Basi, Oskara, Bartka, wreszcie pewien rozmach epicki wysuwają «Dziewczę z Sącza» na jedno z miejsc naczelnych wśród naszych poematów historycznych; tembardziej, iż Romanowski zatrącil tu o temat, albo zupełnie dotychczas pomijany, albo przedstawiany tendencyjnie i sprzecznie z prawdą dziejową udział mieszczan w życiu narodowem XVII wieku. Nie postawimy poematu Romanowskiego tuż obok «Pana Tadeusza,» z którym ma on wiele punktów stycznych, np. rada, bitwa, ale przyznać musimy, że stanowi on pewnego rodzaju dopełnienie w tym kierunku naszego romantyzmu, który dążył do idealizowania przeszłości. Daremnie zarzucają Basi bierność:[1] jako dziewczyna trwożna, niewinna, stosunków ludzkich nieświadoma, inną być nie mogła. A zresz-
- ↑ R. Zmorski. «Dziewczę z Sącza» M. R. («Tygodnik Illustrowany,» 1861).