Nad Wielkopolski Niebios sklepieniem,
Nad tą krainą troski i znoju,
Dwie gwiazdy złote jasnem widzeniem
Jak dwa anioły świecą pokoju.
Dwie gwiazdy Boże przy Jego tronie
Opromienione blaski świętemi,
Dwie siostry ducha — w zasług koronie
Podnoszą jasną cześć naszej ziemi!
Jak ongi Marta z Maryją społem
U nóg Chrystusa na służbie stały,
Tak one kornem schylając czołem
Nauce Jego serce oddały.
Jedne Bóg stawił aniołem w górze,
Powołał młodą, piękną i hożą,
Drugiej przez wieku całego burzę
Pracę przeznaczył i służbę Bożą!
Obie tu w jeden się akord zlały
Bo wspólnem tętnem miłości żyły
I w legendowych cnót ideały
Historyą wieku nam przystroiły.
We krwi rubinach i łez krysztale
Oprawnej w cnocie — dobiegłszy mety,
Świecą w ojczystej wspomnienia chwale
Te dwa anioły, Polki — kobiety!...
Dwa idealne duchy wspólnemi zasługami świecą nierozdzielnie, Klaudya Potocka i Emilia Szaniecka, czcią i wspomnieniem kraju błogosławione.
Pisząc o jednej nie podobna pominąć drugiej, bo jakkolwiek odmienną koleją przeznaczenia Bożego wiedzione, nierozerwalną całość duchową stanowią, i w tym samym żyły, myślały i pracowały idealnym kierunku chrześciańskiej kobiety!
Klaudyna jasnym meteorem przez świat przebiegła i na wzór biblijnej Maryi od pracy ziemskiej do stóp Chrystusa w niebiańską uleciała krainę — a jako cicha i pracowita Marta, wiek niemal cały pozostała między nami Emilia Sczaniecka, której serdeczne tu poświęcamy wspomnienie.
Żywot tej zasłużonej pracownicy Bożej na łanie ojczystym, świeci promiennym blaskiem cnoty i poświęcenia.
Emilia Sczaniecka, córka zamożnej rodziny Wielkopolskiej, urodziła się 1804 r. z ojca Łukasza i matki Weroniki z Zakrzewskich, a wcześnie utraciwszy rodziców, w sieroctwie swojem dojrzała, zapowiadając już dzieckiem niepospolitej duszy i gorącego serca przymioty.
Pod owe czasy nie wiele troszczono się jeszcze o rzeczywiście wyższe ukształcenie kobiety. Zwłaszcza w domach zamożnych w niezależnem położeniu materyalnego dobrobytu i wyższego stanowiska rodowego, mało niestety zwracano uwagi na wykształcenie wyższe, nie uważając je za niezbędne w ograniczonem powołaniu kobiety. Opieka rodzinna, stosownie do pojęć ówczesnych, nie wymagała wielkich pod tym względem zachodów, poprzestając na wychowaniu pobieżnem, nierozwijającem serca i duszy niewieściej w pełnem tego wyrazu znaczeniu. Mimo to, wyjątkowa ta dusza dziecięca, pragnęła wznieść się i rozwinąć skrzydła w wyżynę, zapragnęła gruntowniejszego wykształcenia i rozwoju podniosłych pojęć, do jakich czuła się uprawnioną i powołaną.
Nie mogąc uprosić swych opiekunów i przekonać ich o rzeczywistej potrzebie zadosyć uczynienia jej woli, użyła całej energii, jaka jej