Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/315

Ta strona została przepisana.

rola Marcinkowskiego. Na karcie dziejów naszych, na ziemi Wielkopolskiej, historya XIX wieku zapisała to imię w pierwszym rzędzie bohaterów duchowych, jako rzeczywistego twórcę odro dzenia pojęć i służby ojczystej. Wielkiem sercem Marcinkowski stanął olbrzymem na tym zachodnim wyłomie słowiańskim, niezmordowaną pracą, rozumem i poświęceniem bez granic, stał się rzeczywistym reformatorem idei społecznej, torując rodakom drogi przyszłości, na której później zasłużony i żyjący dziś jeszcze weteran, patron, Maksymilian Jackowski, obudził ideę łączności narodowej i stworzył spójnie nierozerwalną, jednocząc lud polski z szlachtą polską, która wedle słowa poety, stała się cudem w prastarej Piastów rodzinie. Dwa wielkie serca, Sczanieckiej i Marcinkowskiego, dwie te dusze pokrewne wspólnym programem uczuć i pojęć, musiały się zrozumieć i ocenić wzajemnie. To też łączyła je przyjaźń dozgonna, na wzajemnym szacunku oparta. Mając jeden niemal i ten sam cel dobra publicznego wytknięty i w jednym idąc kierunku, pracowali wspólnie, nawzajem się dopełniając, i gdy Karol Marcinkowski był reformatorem dla społeczeństwa Wielkopolskiego w ogóle, Sczaniecka byla reformatorką niewieściego ducha, przodowniczką i wzorem Wielkopolskiej kobiety, była uzupełnieniem szlachetnego zadania i pracy Marcinkowskiego; śmiało powiedzieć można, że w przeglądzie historycznym nie godzi się tych dwóch postaci od siebie oddzielić, gdyż całość niemal jednolitą stanowią.
Dom jej w Pakosławiu, zasłynął jako jeden z pierwszych przykładem rodzinnego ogniska i zjednoczenia, stał się jednem z pierwszych ognisk oświaty i uszlachetnienia ludu polskiego.
Na rzeczy publiczne Sczaniecka łożyła niemal miliony, a jednak nie uszczupliła i nie zachwiała rodzinnego majątku, owszem rządziła nim wzorowo, podniosła wartość znaczenia ojczystej zagrody, a skupując zagon po zagonie, rozszerzała nawet dziedzictwa swego granice.
Oprócz rozsyłanej na wszystkie strony jałmużny, nie było w kraju, ani za granicą żadnej instytucyi narodowej, do której podniesienia nie Spieszyła z hojną ofiarą, a ilekroć nie starczyło własnego rozporządzalnego grosza, nie cofała się przed uciążliwą, a tak przykrą nieraz ofiarą zbierania składek publicznych i kołatania do serca innych. Przyczyniła się też niepospolicie do założenia «Gmachu Bazarnego w Poznaniu» i «Towarzystwa Pomocy Naukowej», tych tak poważnych instytucyj, które po dziś dzień są jednym z najwznioślejszych pomników zasługi i imienia dr. Karola Marcinkowskiego. Ona to obudziła pierwsza i powołała do życia z własnej inicyatywy, «Stowarzyszenie kobiet», któremu przewodniczyła, dopomagając młodzieży do ukończenia nauk, do możności uczciwego zapracowania na chleb powszedni i przyniesienia pożytku krajowi. Uzupełniając myśl dr. Karola Marcinkowskiego, i idąc za przykładem założonej przez niego «Pomocy Naukowej dla kształcącej się u nas ubogiej młodzieży polskiej», powołała do życia odrębną a siostrzaną instytucyę narodową «Pomocy Naukowej dla ubogich dziewcząt w Poznańskiem i Prusach Zachodnich», własnym niemal przeważnie nakładem stworzyła tę, tak poważną i zbawienną instytucyę, a matkowała jej aż do zgonu pomocą, opieką, radą i poświęceniem. Tę pamiętną postać chrześciańskiej bohaterki, kté ra świeciła na polu poświęcenia bezgranicznego uczcił Lenartowicz, głosząc na jej cześć wiersz p. t. «Siostra szpitalna».
Nad Pakosławiem świeciła jasna gwiazda uznania i czci ziomków, a uszanowania wśród ludzi uczciwych nawet w nieprzyjacielskim obozie.
Dom polski tego zakroju, ziemia ojczysta w takiem ręku i pod takim przewodem, były już oddawna solą w oku i kłóły ówczesnych germanizatorów, których równie jak dzisiaj, było i jest zadaniem wykupienie ziemi z rąk polskich. Robiono więc nieśmiałe z początku usiłowania i nie szczędzono nawet pokusy, nie rozumiejąc tego, że słaba niewiasta silny i rozumny stawi opór germanizacyi, przez którą nie jeden niestety mężczyzna dawał się złamać i wywłaszczyć. Razu pewnego landrat tego powiatu, zalanego już, niestety, przeważnie niemczyzną, przybył do Pakosławia, aby nieśmiałe rozpocząć rokowania z panną Sczaniecką. Znając hojne rozdawnictwo i ofiarną, jak ją nazywał, «manią poświęcenia» pani domu, spodziewał się ją zdobyć nadzieją zrealizowania znacznej, bo dwumilionowej przeszło kwoty, podnosząc niepraktykowaną jeszcze wówczas cenę pruskiej morgi do 400 marek. Ale panna Sczaniecka z wyrazem największego oburzenia i pogardy propozycyę tę