Nie będziemy opisywać przepychu Zjazdu Wiedeńskiego... nie kusimy się o to, bo nie posiadamy odpowiedniej zdolności pióra...[2] Tak pisał Xawery Liske u wstępu swojej działalności dziejopisarskiej, usiłując wyrazić z jednej strony nacisk na stanowczą pierwszorzędność badania naukowego w dziejopisarstwie, z drugiej zaś na drugorzędne znaczenie formy i obrazów literackich w prawach historycznych, winnych uwzględniać przede wszystkiem poważne zagadnienia wiedzy.
Głoszenie i wpajanie w uczonych i w czytelników takiej właśnie zasady, nie mogącej spotkać się już dzisiaj, nawet z protestem dyletantów, było aż nazbyt niezbędnem i aktualnem w dobie, kiedy — wedle własnych sków Liskego — «polska historyografia, a także i krytyka popadły w ręce dyletantów, kiedy piękne opowiadanie stało się jej głównem żądaniem, a badania historycznego nie było prawie śladu»; kiedy wreszcie przedstawiciele wiedzy racyonalnej walczyć musieli na seryo z postulatami w rodzaju: Wyłącznego ogłaszania naukowych dokumentów dziejowych łacińskich w tłómaczeniu polskiem i to tylko o tyle, o ile zawierają one wskazówki co do ważniejszych osobistości historycznych[2].