o szpitalnictwie i znosił w murach swych lekarzy.
zaledwo jako złe konieczne, nie pozwalając się im wtrącać do niczego i stawiając na każdym kroku przeszkody ich żądaniom najsłuszniejszym. Stan taki nie był wynikiem złej woli zarządzających, ani też chęcią szkodzenia chorym, lecz wypływał z przestarzałego i opacznego pojmowania zadań szpitala i z nawyków od wieków zakorzenionych, więc tym trudniejszych do usunięcia.
Kto inny bylby prawdopodobnie uległ w tej walce, lecz Le Brun, znalazłszy poparcie silne w bracie rodzonym, starszym, Tomaszu, sekretarzu Stanu w b. Radzie administracyjnej Królestwa i w krewnym swym Łaszczyńskim, prezydencie m. Warszawy, dokonał tego, że w r. 1838 szpital Dzieciątka Jezus dostał się pod zawiadywanie ówczesnego Dyrektora głównego, prezydującego w Komisyi rządowej Spraw wewnętrznych i Oświaty publicznej. Władza ta poleciła ks. Misyonarzom, zajmowanie się odtąd w szpitalu wyłącznie tylko pelnieniem obowiązków religijnych, Siostrom zaś Miłosierdzia usługą chorych i gospodarstwem wewnętrznem, bez udziału w zarządzaniu zakładem. Równocześnie zamianowano komitet do urządzenia szpitala Dzieciątka Jezus na zasadach odmiennych niż dotychczesne. W komitecie tym zasiadł i Le Brun, przeznaczony do nadzoru i zarządu pod względem lekarskim i dyetetycznym, a tym samym zajął w nim stanowisko najważniejsze i ździałał na niem bardzo wiele dobrego.
Szpital przekształcono zupełnie, stosując się przytym do wymagań nauki, którym w miarę możności starano się zadość uczynić, i zrobiono rzeczywiście tyle, że zmieniony i naprawiony szpital przybrał wygląd zupełnie inny i mógł teraz stanąć śmiało na równi obok innych tego rodzaju zakładów w Europie środkowej.
W r. 1840 ustanowiono posadę lekarza naczelnego i powierzono ja Le Brunowi, który od r. 1836 podobne już stanowisko zajmował w Domu zdrowia na Ordynackiem.
Dokonawszy dzieła tak wielkiego, Le Brun rąk nie założył bynajmniej, lecz owszem do końca życia starał się nieustannie o poprawianie i ulepszanie go ciągłe; w tym też celu przedsiębrał trzykrotnie jeszcze wycieczki za granicę, aby się przekonać naocznie o postępach w zakresie szpitalnictwa. Podróże takie odbył w r. 1842 do Niemiec, Francji i Belgji, w r. 1857 do Austryi oraz Włoch północnych, nakoniec w r. 1867 do Paryża. Pierwszą i drugą z podróży tych opisał pięknie i zajmująco w «Pamiętniku Towarzystwa lek. warsz.». Oba te opisy wyszły też, jako książki, w odbiciach osobnych.
Na tym zamknąć możemy obraz działalności Le Bruna jako lekarza szpitalnego, pozostaje nam jednak jeszcze rzut oka na inne pola pracy jego, nie mniej ważne, a zasługami licznemi osiane.
W r. 1860 powołano Le Bruna na profesora kliniki chirurgicznej i chirurgii operacyjnej do niedawno przedtem otworzonej b. Cesarsko-Królewskiej Akademii medyko-chirurgicznej warszawskiej. Był to wybór niezmiernie szczęśliwy i bardzo trafny, gdyż nowo mianowany profesor, obok wiedzy głębokiej i biegłości niezwyklej, nabytej doświadczeniem wieloletniem, posiadał bardzo wybitne zdolności nauczycielskie i dar rzadki umiejętności obchodzenia się z ludźmi, oraz jednania ich sobie, więc też dziwić się nie można, że młodzież akademicka pokochała go odrazu, a liczni uczniowie jego, pamięć o nim niewygasłą i wdzięczną w sercach swych zachowali na zawsze.
Gdy w r. 1862 Akademię wcielono do Szkoły Głównej, jako jej wydział lekarski, Le Brun zatrzymał swe stanowisko i został pierwszym dziekanem nowego wydziału, w r. 1864 wybrano go powtórnie, a obowiązki z godnością tą złączone spełniał równie gorliwie i sumiennie, jak wszystkie inne, wzięte na siebie. Klinika jego mieściła się początkowo w szpitalu Dzieciątka Jezus, od roku zaś 1863 w szpitalu Ś. Ducha.
Wykłady swe, odznaczające się zawsze treścią bogatą i językiem wytwornym, naukowo ścisle, a przytym jasne i łatwo zrozumiałe, zwykł był Le Brun wypowiadać, oparty głównie na własnem, długoletniem doświadczeniu. Rzeczy nowych nie zalecał uczniom nigdy, jeżeli się sam przedtym nie przekonał o ich użyteczności rzeczywistej. Umysł jego krytyczny, trzeźwo zapatrujący się na zdobycze nauki bieżącej i umiejący odróżnić odkrycia i postępy rzekome od prawdziwych, nigdy nie był pochopny do rozpowszechniania nowinek, chociażby nawet pochodziły od ludzi o sławnych nazwiskach, ale rzeczy nowe, a prawdziwie użyteczne, zawsze znajdowały w nim krzewiciela chętnego i gorliwego.
Na dowód tego, jak skwapliwie Le Brun
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/327
Ta strona została przepisana.