Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/344

Ta strona została przepisana.

mem gremium profesorskiem trudne to było i draźliwe stanowisko dla Dietla, jako wyraźnego przeciwnika niemczyzny w federalistycznej Austryi. Pomimo to jednak postępował na niem z taką godnością i koleżeństwem, że gdy w r. 1860 dozwolono każdemu z wydziałów wybrać sobie dziekana, wydział lekarski i na rok następny powierzył mu przewodniczenie w swych czynnościach, a po roku Józef Dietl prawie jednomyślnym wyborem wydziałów zaszczycony został godnością rektora uniwersytetu.
Na obu tych stanowiskach, jako dziekan i rektor, znakomity profesor dał dowody niezwykłej energii i pracy ku podniesieniu znaczenia powierzonej mu prastarej instytucyi naukowej. Świetny niegdyś, jedyny polski uniwersytet Jagielloński Dietl pragnął widzieć nie gorszym od najlepszych wzorów na zachodzie, a przytem nawskroś polskim. I dążył do tego celu śmiało i wytrwale.
Nosząc w duszy jaknajpoważniejsze i pracowite zamiary, ku spełnieniu których mierzył nieraz »siły na zamiary, nie zamiar według sił,« Józef Dietl, świadomy potężnego wpływu bodźców zmysłowych na duszę ogółu, świetnym urokiem otoczył odrazu uniwersytet wobec całej ludności. Objęcie rządów rektorskich, przypadające równocześnie z zaprowadzeniem języka polskiego jako wykładowego, inaugurował z całą powagą dawnych czasów, w tradycyjnej todze, która już od lat wielu ustąpić musiała znacznie skromniejszemu mundurowi.
Nowa erę rozpoczynał »publiczną uroczystością, na której — pisze Oettinger — gdy otwarły się podwoje auli napełnionej ludem ze wszystkich stanów, gdy bedel donośnym głosem zawołał: »Jego magnificencya rektor i senat akademicki,« gdy poprzedzona trzema berłami na czele dziekanów ukazała się wspaniała postać w purpurze i gronostajach z wielkim łańcuchem złotym na szyi, krocząca z powagą i godnością śród rozstępującego się z cichem uszanowaniem tłumu: to zdawało się przytomnym, że widzą uzmysłowiony majestat nauki. Cóż dopiero, gdy zajął wzniesione miejsce, gdy odezwał się głosem dźwięcznym a dobitnym, gdy toczyły się słowa gładkie, rozważone a pewne skutku, gdy wzbierały stopniowo i zagrały silnie na napiętych strunach licznych słuchaczów, gdy wzbudziły brzmiące w nich tęsknoty, nadzieje a może i marzenia, gdy rosnącym podziwem ożywiły się ich oblicza i zaiskrzyły oczy, gdy wzdęte piersi po dosadnym ustępie końcowym wybuchły grzmiącym oklaskiem!...»
Ta mowa przy otwarciu wykładów, w której z serdeczną wdzięcznością dla rządu Dietl podniósł całą doniosłość pożądanej zmiany językowej, ściągnęła na niego gromy napaści ze strony niemieckiej prasy politycznej i lekarskiej. W felietonie pisma »Allgemeine Wiener medicinische Zeitung« zrobiono z Dietla nieubłaganego wroga niemczyzny: języka, nauki i uczonych niemieckich, nazwano go najniewdzięczniejszym uczniem wiedeńskiej szkoły lekarskiej. Przepowiadano mu, że »wciskając wiedzę w przymusowy kaftan barbarzyńskiego języka, ukształci dobrych polaków, ale złych lekarzy.«
Jako przedstawiciel wydziału lekarskiego i Jagiellońskiej wszechnicy, Dietl nie szczędził zabiegów, aby na opróżnione katedry powoływać uzdolnionych polaków; jemu też zawdzięcza uniwersytet wprowadzenie w życie nieznanych przedtem u nas docentów prywatnych, jako świeżego, odmładzającego materyału na profesorów. Niezmordowany w wywalczaniu środków na potrzeby i pomoce całego uniwersytetu, szczególnemi otaczał względami swoją klinikę; postawił ją na stopie spółczesnych klinik zagranicznych, jeżeli nie wyżej od wielu. W całkowitem uznaniu nieraz niedocenianych przywilejów języka ojczystego w kształceniu się, Dietl nalegał na wydanie oryginalnych lub tłomaczonych podręczników polskich we wszystkich gałęziach nauk.
Po zaprowadzeniu języka polskiego jako wykładowego, Józef Dietl jeden z pierwszych zwrócił uwagę na potrzebę czasopisma lekarskiego w Krakowie, któreby oprócz wiadomości bieżących, ciekawych dla ogółu lekarskiego, było niejako organem sprawozdawczym z polskiego ruchu naukowego w medycynie. Łącznie więc z prof. Majerem i Skoblem zawiązał w łonie Towarzystwa naukowego krakowskiego komisyę redakcyjną Przeglądu lekarskiego, pisma, które nietylko stało się echem naszego ruchu naukowego, ale jeszcze stanęło na straży czystości języka i słownictwa lekarskiego. Nie poprzestając na samej tylko inicyatywie wydawnictwa, przez pierwsze pięć lat istnienia »Przeglądu«