uszczęśliwienia rodu ludzkiego, nie myśl zrównoważenia ludzi w obliczu praw przyrodzonych i nabytych kierowała natchnieniem, prawa stanowiącem. Tylko przez wychowanie da się cel ostateczny tym sposobem osiągnąć. Powinno ono obejmować sposoby, prowadzące ród ludzki od samej kolebki i do prawdziwego poznania i do dobrego wykształcenia owej iskry, którą Bóg tchnął w pierś człowieka, stwarzając go na swój obraz i podobieństwo, i również do wyuczenia się i szczerego zamiłowania użytecznej pracy. Mała jest liczba ludzi, którzyby pod tym względem powołanie swoje na tej ziemi zrozumieli, przecież się ich ilość zwiększa prawie codziennie. Pojedyńczy ludzie podwajaja swe usiłowania, kiedy się łączą w stowarzyszenia, a miłością świętą powinności wiedzeni, nie szczędzą pracy i ofiar ku podniesieniu tych bliźnich, których los dotąd niesprawiedliwy na niższym od nich stopniu pozostawił. Takie usiłowania nie mogą bez błogich skutków pozostać.
«Towarzystwo nasze, szanowni rodacy, ma właśnie za zadanie rozszerzać oświatę pomiędzy braćmi naszymi i dać im sposób wyuczenia się pracy, przez którą w całości socyalnej jako jednego ciała ogniwa, zlani w jednorodność ogółu, użytecznemi stać się mogą, zabezpieczając zarazem własną duchową i materyalną niezawisłość. Wszakże to jest i szczęściem jednostek ustalić i nadać całości i siłę, i znaczenie. Wszakżeż to jest najpewniejszy sposób, aby rozwiązać zadanie społeczeństwa: zrobić ludzi wolnymi na duszy i razem na ciele; — to jedyna droga, wiodąca do pożądanej dla wszystkich równości socyalnej i wyniesienia człowieka do wyższej potęgi obywatela w narodzie.»
Przeszło pół wieku upłynęło od tego czasu, a chociaż społeczeństwo pojęło doniosłość programu Marcinkowskiego i to dziecko jego ducha «Towarzystwo pomocy naukowej,» w troskliwą wzięło opiekę, jak dalecy jednak jesteśmy jeszcze od tego ostatecznego celu, od tego «wyniesienia człowieka do wyższej potęgi obywatela w narodzie.»[1]
Dla dokładniejszego poznania wyobrażeń spolecznych Marcinkowskiego posłużyć się możemy jeszcze mową, którą w grudniu r. 1845, jako założyciel, zainaugurował «Towarzystwo ku wspieraniu ubogich i biednych miasta Poznania.»
- ↑ Pierwszą dyrekcyę Towarzystwa pomocy naukowej, wybraną w r. 1841, składali: Karol Marcinkowski, jako prezes, Gustaw Potworowski z Goli, Wojciech Lipiski z Lewkowa, Karol Stablewski z Zalesia, dr. Antoni Kraszewski z Tarkowa, Józef Szułdrzyński z Lubasza, prof. Popliński, ks. kan. Jabczyński, Jędrzej Moraczewski. Na sekretarza powołano dra Karola Libelta, który jednakże po niedługim czasie dla rozlicznych swoich zajęć urząd ten musiał złożyć; miejsce jego zajął ks. prałat Brzeziński i przez 36 lat bez przerwy należał do składu dyrekcyi. Po Marcinkowskim, jako założycielu, należy się w dziejach Towarzystwa pierwsze miejsce ks. Brzezińskiemu. Jego niezmordowanej mrówczej pracy zawdzięcza Towarzystwo przeprowadzenie swojej organizacyi. Władza duchowna, od samego początku przychylne wobec Towarzystwa zajmująca stanowisko, za jego przyczynieniem pozostała na tem stanowisku i w zakresie swojej kompetencyi aż do dzisiejszych czasów żywo losami Towarzystwa się zajmuje. Lwia część funduszów żelaznych Towarzystwa złożona została przez duchownych. Po śmierci Marcinkowskiego zajął krzesło prezydyalne w Towarzystwie Gustaw Potworowski z Goli, jeden z najdzielniejszych współpracowników nieboszczyka. W roku 1850, po śmierci Potworowskiego, powołano na prezesa Macieja Mielżyńskiego, przyjaciela i powiernika Marcinkowskiego. Przez dwadzieścia lat spoczywała opieka nad Towarzystwem w rękach Mielżyńskiego. Wziął po nim spuściznę zasłużony Towarzystwa sekretarz, ks. prałat Brzeziński i przewodniczył aż do r. 1877. W szeregu prezesów widzimy następnie prof. Rymarkiewicza, radcę Szumana, radcę dra Osowickiego, Józefa Mielżyńskiego (syna ś. p. Macieja), a obecnie przewodniczy Towarzystwu Mieczysław Kwilecki z Oporowa. W czasie swego półwiekowego przeszło istnienia dopomogło Towarzystwo do wykształcenia tysięcy młodzieży, pracującej dzisiaj na najrozmaitszych polach. Obecnie rozporządza Towarzystwo milionowym prawie funduszem żelaznym, liczy przeszło cztery tysiące członków, wydaje rocznie na stypendya sześćdziesiąt kilka tysięcy marek, utrzymuje czterystu kilkudziesięciu młodzieży i ma dochodu rocznego prawie dziewięćdziesiąt tysięcy marek. Uobywatelenie w Wielkopolsce mieszczaństwa, wzmożenie na siłach i coraz większe wzmaganie się polskiego kupiectwa, stworzenie tamże po miastach i miasteczkach polskich lekarzy, adwokatów, weterynarzy, słowem polskiej inteligencyi, — wszystko to jest w pierwszym rzędzie rezultatem wielkiego dzieła Marcinkowskiego, mianowicie «Towarzystwa pomocy naukowej», — tak samo, jak znowu oświecenie i uobywatelenie stanu gospodarzy włościańskich w Wielkopolsce, stworzenie ruchu ludowego w najwłaściwszem i najszlachetniejszem tego słowa znaczeniu jest dziełem innego odrodziciela dzielnicy Wielkopolskiej, Maksymiliana Jackowskiego, wielkiego twórcy kółek włościańskich w W. Ks. Poznańskiem.