Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/43

Ta strona została przepisana.

obrazu i podobieństwa swego. — To jest godność człowieka. Bracia! tę godność w sobie wywołać, tę godność uszlachetnić, — oto jest droga, po której do osiągnienia ulepszeń dążyć powinniśmy. Oświata i praca, użyteczne towarzystwu ludzkiemu, — oto są środki do utorowania potrzebnego gościńca. Zachęcajmy siebie wzajemnie, dzialajmy na drugich, na młodszych, na mniej szczęśliwych od nas, ażeby przyszłe pokolenie do szczęśliwszej przyszłości usposobić, ażeby w nich ugruntować tę godność człowieczeństwa, bez której wszystkie zabiegi zginą, jak płonne marzenia.»
Wśród takich zabiegów i wytężonej pracy zastały Marcinkowskiego smutne wypadki r. 1846. Coraz silniejsze prądy, idące z emigracyi, a skierowane ku wywołaniu w kraju nowych, zbrojnych ruchów, wzięły w Poznańskiem na razie górę, bo obiecywały choć wątpliwą, ale doraźną pomoc; ziarna zaś, ręką Marcinkowskiego rzucane, miały dopiero w przyszłości dojrzeć i wydać obfite owoce. Marcinkowski, mimo całego swego potężnego wpływu, nie zdołał powstrzymać tej niszczącej fali. Opór zaś stawiał słabszy, bo słabnące ciało przestawało już być powolnem narzędziem silnego zawsze ducha. Dawna choroba piersiowa odezwała się z niezwalczoną mocą i przecięła przedwcześnie pasmo jego zasłużonego żywota. Umarł 7 listopada 1846 r. w Dąbrówce Ludomskiej, w domu swego przyjaciela, Wiktora Łakomickiego, na rękach drugiego serdecznego druha i dzielnego współdziałacza, Macieja Mielżyńskiego. Pogrzeb odbył się w Poznaniu d. 11 listopada. Nieprzeliczone tłumy otoczyły i towarzyszyły skromnej, ubogiej trumnie, niesionej przez przedstawicieli wszystkich warstw społecznych. I popłynęła ta skromna uboga trumna nad tem morzem głów, w ciszy żałobnej, na miejsce swego przeznaczenia. Ziemi oddano ciało. Ale przepotężny duch, który mieszkał w tem ciele i za życia wiódł na wyżyny, niewyczerpana miłość, która rozpłomieniała to zastygłe serce i za życia czyny rodziła, nie umarły. One żyją i szukają sobie godnych przybytków.

Bolesław Krysiewicz.