Mało komu danem było wycierpieć tyle, co Krasiński w r. 1831.
Nadomiar biedy samotnym był w Genewie. Reeve wyjechał stamtąd do Londynu 18-go Maja, Mickiewicz w kilka dni potem. Zostawał sam ze swoją rozpaczą, z jadem piekielnym w sercu. Uciekał na jezioro i tu w łódce dni całe i noce spędzał. Energia, tłumiona przymusową bezczynnością, szukała sobie ujścia w twórczości; powstaje ów dziwny, chaotyczny Adam Szaleniec, w którym bolesna rzeczywistość splata się z tkaniną rozgorączkowanej, chorej wyobraźni, powstaje utwór, karmiony żalem, lecz nie pojony nadzieją. Fragmenty jego, przesyłane we francuskim przekładzie w listach do Reeva, świadczą wymownie o ciężkiej pracy, dokonywającej się w duszy młodego poety. Wyłania się z nich ponura, pierwotna twarz bohatyra, który po latach zmieni imię: bo zamrze w Krasińskim kiedyś Adam Szaleniec i narodzi się Irydyon.
W długich, samotnych, pełnych niepokoju miesiącach letnich 1831 r. twórczość staje się jedyną osłodą i pociechą dla syna Wincentego Krasińskiego. Pomysły ciągłe, nieustające, choć zmienne w nastroju natchnienia, przejawiają się w rozlicznych artykułach francuskich, które wtedy w Genewie powstają. Autor ich ma przeświadczenie, że to jest poezya, acz niedoskonała, skoro brak jej rytmu. «Piszę, bo muszę pisać» — donosi wtedy Reeve’owi. Jest w nim nadmiar uczuć, nadmiar ognia, który szuka sobie ujścia w twórczości.
W lecie 1831 r. cholera postępowała groźnie ze Wschodu na Zachód Europy. Krasiński, zdenerwowany do najwyższego stopnia brakiem wiadomości od ojca i złemi nowinami z nad Wisły, pisze do Reeva 13-go lipca o swem przeczuciu rychłej śmierci z cholery. Pisze wtedy testament, zapisując przyjacielowi różne drobiazgi; nie wspominalibyśmy o tem chorobliwem przeczuciu, gdyby nie charakterystyczne zakończenie tego testamentu, przytoczone w liście do Reeve’a:
«Opuszczając tę ziemię w wieku bankierów i gnębicieli, jednego tylko żałuję, t. j. żem nie padł na polu bitwy i żem nie miał u łoża śmierci żadnego z mych angielskich przyjaciół.» Dziwna wzmianka o bankierach dowodzi, że Krasiński zaczął już badać zawiłe kwestye społeczne, że pojmuje ucisk ekonomiczny i wysnuwa z niego wnioski ważne. Ustępy z innych listów do przyjaciela dowodzą, że autor «Adama Szaleńca» zaczyna się głębiej zastanawiać nad organizacyą społeczeństwa europejskiego, że zaczyna już przewidywać smutny koniec obecnego «stanu posiadania», słowem, że przeczuwa kataklizm dziejowy... Głos przyjaciela, pełen niezadowolenia i obaw o Anglię, która przechodziła znane przesilenie spoleczne (Reform Bill), odbija się w sercu polskiem i porusza struny już nie narodowe tylko, ale wszechludzkie. Zrazu struny te dźwięczą cicho, ale w miarę lat będą wydawały pewniejsze tony, aż zabrzmią po mistrzowsku — w Nieboskiej:
«Kupcy i bankierzy! — pisze do Reeve’a — ale czyż nie widzisz, że jest ich za wiele na tym świecie, że prawa Bożej miłości na tem cierpią? potrzeba doświadczenia, by w przepaść wpadli — a my, mój przyjacielu, jeśli się na skraju przepaści ostoimy, będziemy patrzeć na tę smutną naukę, na te ciała, drgające w otchłani, pod stosem biletów bankowych.»
Pierwsza w tymże liście wzmianka wyraźna o St.-Symonistach dowodzi, że Krasiński zainteresował się już żywo tym ciekawym objawem społecznego fermentu. Równocześnie zaś hiobowe wiadomości o upadku Warszawy zmuszały do bolesnych rozpamiętywań o powodach niedoli. Przejeżdżał wtedy przez Genewę J. Jezierski, którego w początkach wojny wysłał rząd Królestwa Polskiego do Petersburga celem uzyskania pewnych koncesyi od Cesarza Mikołaja I. Otóż ten to Jezierski opowiedział Krasińskiemu: «dziwne i straszne rzeczy o klubach. Polska zginęła przez kluby. Opowiadania jego były dla mnie pełne goryczy. Dowiedziałem się o wielu podłościach i haniebnych postępkach. Warszawa była pod panowaniem sztyletu. Niezgoda wszędzie: w sejmie i w armii... Wiele złudzeń spadło mi z oczu. Czy dałbyś wiarę? Wiele było tchórzów między nami, którzy wcale się nie bili. Krzyczeli na sejmie wśród czterech murów» — (Z listu do Reeve’a).
Zaczynał Krasiński wierzyć zapewnieniom ojca, który genezę powstania listopadowego widział raczej w kwestyi społecznej, nie zaś narodowej. Stąd budził się w nim wstręt do żywiołu mieszczańskiego, do przechrztów, do warstw napływowych, którym przypisywał rozmiłowanie się w liberalizmie francuskim i wywołanie zgub-
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/56
Ta strona została przepisana.