nego ruchu. Sam był naturą ze wszech miar prawą, nienawidzącą krętych dróg, chociażby do najpiękniejszego celu wiodących.
Już wtedy miał doskonałe poczucie samego siebie i znajomość swej duszy. Nie urodziłem się na spiskowca pisze do Reeve’a 7-go Października 1831 r. Nie umiem milczeć, uśmiechać się z hipokryzyą, gdy serce me kipi wściekłością nie dla mnie lochy, towarzystwa tajemne, przysięgi skryte. Nie umiem udawać...» To samo po latach wyraził w wierszu: «szablę kocham, wstyd mi noża!»
Ten, co tak ciężko zawinił wobec Zygmunta Krasińskiego, dawny przyjaciel, a potem wróg, Leon Lubieński przybył do Genewy, aby się pogodzić, aby przeprosić za obelgę uniwersytecką, Znalazł Zygmunta chłodno grzecznym, ale nieubłaganym, odtrącającym pojednanie. Krasiński listownie zwierza się z tego Reeve’owi, ale z Angli otrzymuje w odpowiedzi potępienie za niechrześcijańskie obejście się z nieprzyjacielem, proszącym o przebaczenie. I wówczas rozpoczął się ciekawy i ważny proces w duszy Krasińskiego. Napróżno usiłuje on przekonać Reeve’a o potrzebie, o konieczności nienawiści indywidualnej i zbiorowej. Spokojny Anglik nie daje się zbalamucić wywodami namiętnymi przyjaciela i potępia zasadniczo nienawiść, jako uczucie pogańskie, niezgodne z wiarą chrześcijańską. Krasiński napozór nie ustępuje, ale w duszy musi przyznać słuszność Anglikowi, choć namiętność bierze i wtedy i potem nieraz górę nad rozumowaniem. Wpływ Reeve’a dosięgnął wówczas punktu kulminacyjnego; choć nie był doraźnym, przecież w skutkach swych okazał się najzbawienniejszym. Odtąd młody Polak nie będzie już miał spokoju: kwestya «nienawiści» zapadnie głęboko w duszę jego, jak kolec drobny, a dokuczliwy; żyć z nim można, ale od czasu do czasu przypomni się on boleśnie... Lata całe będzie tak żyć Krasiński.
Idea Nienawiści i idea Przebaczenia będą się w nim ścierały na przestrzeni od Petersburga do Rzymu, aż przyjdzie chwila, w której pogańska ządza nienawiści narodowej uchyli czoła przed Krzyżem Samotnym w Kolizeum, przed idea Miłości, wszystko odkupiającej. Wtedyto uśpiony przez wieki Irydyon, nienawidzący Romy Grek, pójdzie na Północ do krainy mogił i krzyżów.
Rewolucya robotnicza w Lyonie (Listopad — Grudzień 1831 r.) zwróciła znowu myśl baczną młodzieńca na kwestye społeczne. Zrozumiał odrazu materyalny podkład ruchu społecznego na Zachodzie. Rozpoczyna się w duszy młodzieńca ostra krytyka i widzenie dzisiejszego niemal stanu kwestyi społecznej:
«Uczucia szlachetne zginęły dziś w Europie. Ojczyzna nie odgrywa już żadnej roli; szczęście materyalne jest wszystkiem...»
Ustęp ten, jak i inne, które pominąć musimy, dowodzi, że zasada Nieboskiej Komedyi jest już wtedy, w końcu 1831 r., w głowie i sercu Krasińskiego. Myśl jego już przerabiała wtedy wielki problem przeciwieństw społecznych. Za lat parę dojrzeje myśl wielka i przyoblecze się w formę.
Cały rok 1831 jest epokowym w życiu Zygmunta Krasińskiego. Niedola krajowa i osobista przetrawiła go całego, przyśpieszyła proces rozwoju duchowego i pobudzila twórczość jego, która zaroiła się wówczas od mnóstwa oryginalnych ciekawych pomysłów. Niektóre z nich wystrzeliły odrazu pękiem jaskrawego i nietrwałego kwiecia inne zamarły pozornie, aby po latach zejść w dojrzalszych kształtach.
Niebawem po «Adamie Szaleńcu» przystąpil Krasiński do dłuższej opowieści historycznej, której tytuł brzmiał pierwotnie: «Maryna Carowa;» w miarę pisania przechyliło się zamiłowanie autora ku fantastycznej postaci rozkochanego w Marynie młodzieńca, zmyślonego Agaj-Hana. Powieść ta wyszła z druku we Wrocławiu w jesieni 1833 roku z dedykacyą: «Poświęcone Maryi.» Jak się z listów do Reeve’a i z fragmentów «Adama Szaleńca» przekonać można, w myśli poety tą Maryą była Henryka Willan. Utwór sam zawiera piękne, liryczne uniesienia obok fałszywej archeologii i gorączkowego patosu.
Pomijamy tu z konieczności różne drobne utwory francuskie z tej epoki. Spieszno nam do źródeł przemożnego natchnienia, które wydało Nieboską i Irydyona. Arcydzieła te, pomimo całej pozornej przepaści dziejowej, która je dzieli, pomimo tego, że czasy Heliogabala nie zdają się mieć nic wspólnego z okopami Św. Trójcy — wypłynęły przecież z jednej, głębokiej, jak otchłań morska, myśli. Tą myślą, trawiącą i wówczas i później lata całe poetę, to myśl gorzka o krzywdzie ludzkiej, krzywdzie spolecznej. W Irydyonie
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/57
Ta strona została przepisana.