Dominik Szulc należy do liczniejszej w gruncie rzeczy, niż się na pierwszy rzut oka zdawać może, kategoryi ludzi niesłusznie zapomnianych. Za życia nie dorobił się wprawdzie sławy, nie miał nawet śród szerszej publiczności rozgłosu, wszakże w kołach naukowych i literackich był poważnie cenionym i znacznej zażywal wziętości. Po śmierci został zapomniany prędko i gruntownie. Nad jego grobem przeszła burza r. 1863, potem rozpoczął się ruch pozytywistyczny. Pionierzy nowych kierunków nie odznaczają się zwykle zamiłowaniem do odszukiwania i wynoszenia swoich zwiastunów i poprzedników. Nic dziwnego — nie piszą własnej historyi. Więc choć Szulc był jednym ze zwiastunów i poprzedników pewnej części ruchu pozytywistycznego (mianowicie pozywizmu filozoficznego), zapomnieli o nim nasi pozytywiści. Zapomnieli tak dalece, że jeden z wybitniejszych tego kierunku pionierów, Piotr Chmielowski, w swo jej historyi literatury nie wspomniał o Szulcu ani jednem słowem, choć mniejszym od niego po kilkadziesiąt wierszy poświęcił.
Za życia, jak się wyżej rzekło, cieszył się Szulc w kołach literackich niemałem uznaniem, ale i wtedy ceniono go głównie za jego prace historyczne, gdy tymczasem główną jego zasługę stanowią nacechowane sumiennością obserwacyi, szerokością poglądu, a nieraz i głębokością myśli prace o naturze i charakterze umysłu pol-