bardziej uzasadnione wierzyć i kazać wierzyć ogółowi w intuicyę własną.
Nastrojowi matejkowskiemu, w którym akcesorya, czerpane z archeologii, zastępowały częstokroć brak perspektywy dziejowej, odpowiadała w twórczości Szajnochy subtelna hermeneutyka intuicyjna. Akcesorya, dobierane przezeń barwnie, a z precyzyą iście mistrzowską, dodawały jedynie wdzięku i finezyi obrazom wspaniałym, z których wiało potężne wrażenie prawdy. Prawdy, rzeczywistości albo jej pozorów łudzących: — dość, że dziś jeszcze, po upływie lat kilkudziesięciu, «przestarzałe» dzieła Szajnochy, rozpostarte na Prokrustowem łożu analizy historycznej, a świecące strzępami wielu obalonych wywodów i wniosków, ujawniają wprawdzie braki i wady, towarzyszące samemu ich poczęciu lub rysujące się na tle odkryć późniejszych, ale nie tracą pierwotnego czaru obrazowania wypadków, epok i ludzi.
Czar ten, którym spowił Szajnocha treść bogatą i bujną, posiada obok ceny artystycznej i wartość naukową. Wyrazem tej wartości pierwszorzędnej jest skrystalizowanie woni epok ubiegłych; woni subtelnej, prawie niepochwytnej, którą Szajnocha ujął pierwszy w ramy swych przepięknych obrazów historycznych.
Dziejopisarstwo nasze posiada w nich po dziś dzień, obok «Mieszka Starego» St. Smolki, najwspanialsze arcydzieła stylizowanej przeszłości.
Żadne odkrycia nie były dotąd w stanie zmienić zasadniczo tego poczucia czasów zamierzchłych i tego ich wyrazu, jaki z talentem prawdziwie potężnym ugruntował Szajnocha w dziejopisarstwie naszem.
Nikt nie prześcignął go pod tym względem; dorównało mu niewielu w węższym zakresie (St. Smolka j. w.; Łoziński: «Lwów i patrycyat lwowski»), a «rodzaj» Szajnochy stanowi, jak dawniej, wzór niedościgły dla historyków naszych.
Takie stanowisko zajął w piśmiennictwie naszem autor Jadwigi i Jagiełły (1855—1856), dzieła, które zjednało mu największą i najbardziej zasłużoną chwałę. Obok obrazowania, barwy i polotu stylu, obok mistrzowskiego «rodzaju» Szajnochy złożyła się bowiem na ów utwór słynny i duża wartość naukowa opracowania, w które autor włożył wiele dociekań mozolnych, a najwięcej wszechstronności i zamiłowania.
«Jadwiga i Jagiełło» stoi w rzędzie dzieł Karola Szajnochy najwyżej nie tylko pod względem «rodzaju», ale i naukowej ścisłości, pomimo, że ta ostatnia nie jest i w tym utworze znakomitym całkiem wolną od usterek, charakteryzujących ujemną stronę twórczości wielkiego pisarza.
Nie należy jednak być hyperkrytykiem Usterki, jakim podlegał Szajnocha, a zwłaszcza, jakim uległ w pomienionem dziele, zdarzały się i zdarzają wszystkim dziejopisom zawsze i wszędzie. Nie był od nich wolnym sam Macaulay, świecący Szajnosze wzorem i przykładem. Usterkom o wiele cięższym podlegało wielu, bardzo wielu innych pisarzów i uczonych, którym krytyka usterek tych nie wytykała tak srodze... A jednak wyjątkowy ostracyzm, stosowany względem Szajnochy, jest uzasadniony. Źródło jego bije ze źródła czci i hołdu dla tego pisarza. Wytryska ono z naturalnego dążenia do równowagi i harmonii, gdyż wielkość rodzaju Szajnochy, każe mimowoli żądać od dzieł jego równie wielkiego zadośćuczynienia ścisłości, wymaganej przez naukową metodę historyczną.
Najwyższy szczebel względnej harmonii osiągnął Szajnocha w wiekopomnem dziele: «Jadwiga i Jagiełło»; najniższy — w Lechickim początku Polski (1858), pracy, w której poeta zwyciężył całkowicie historyka, odejmując książce tę wartość naukową, do jakiej rościła sobie prawo. Nadmienić trzeba wszelako, że były to czasy poetycko-historycznych fantazyi, którym ulegali nie tylko: Juliusz Słowacki, uznawany przez Szajnochę Maciejowski August Bielowski i inni, ale nawet wielki Lelewel.
Inne prace Szajnochy zajmują na skali, zakreślonej pomiędzy utworami wspomnianymi, miejsce pośrednie.
Najwyżej stoją w ich rzędzie: Bolesław Chrobry (1849), dziełko, napisane barwnie, a stojące na poziomie naukowym swego czasu, i Dwa lata dziejów naszych 1646—1648 (1865 r.), rozprawa o szerokiej podstawie wiedzy, nagromadzonej przez autora z zamiarem skreślenia całego cyklu obrazów historycznych Polski XVII st.
Stargane siły, ślepota, a wreszcie zgon przedwczesny (1868 r.) uniemożliwiły ziszczenie się tego planu, wytrącając złote pióro z rąk 50-letniego Szajnochy. Nadmiar pracy zabił w sile wieku jedną z największych chlub naszego piśmiennictwa.
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/71
Ta strona została przepisana.