Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/74

Ta strona została przepisana.

szawskiego, stykanie się z ludem wiejskim podczas wakacyi szkolnych, które spędzał rozkosznie w Sławacinku koło Białej Radziwiłłowskiej, gdzie w ostępach puszczy głębokiej ze starymi myśliwcami na ostatnie niedźwiedzie polował, wszystko to razem wzięte — jak powiada Adam Pług wpłynęło — stanowczo na rodzaj i kierunek prac Wójcickiego. W roku 17-ym życia swego miał już obfity zasób spisanych przysłów, klechd, tradycyi i pieśni oraz pełną tekę własnych utworów poetycznych, które, sam najsurowiej osądziwszy, w ogień wrzucił i rymotwórstwa zaniechał.
Konkurs, ogłoszony przez Towarzystwo przyjaciół nauk na rozprawę o zwyczajach, obyczajach, podaniach, pieśniach i przysłowiach ludowych, stanowczo utwierdził Wójcickiego w zawodzie upodobanym. Rozgorzawszy żądzą spróbowania sił swoich na tem polu, póty molestował ukochaną matkę, póki nie przyszła z zasiłkiem pieniężnym i nie pobłogosławiła na wędrówkę po kraju niezbędną dla czerpania z ust ludu materyalów potrzebnych do rozprawy. Puścił się tedy pieszo w mozolną podróż najprzód w strony Bielskie, potem po Mazowszu, w Sandomierskie i Krakowskie.
Obficie zebrane plony w dwu takich podróżach złożyły się na sporą księgę treści konkursowej. Towarzystwo przyjaciół nauk do oceny tej pracy wyznaczyło członków swoich: Rakowieckiego i Brodzińskiego, którzy wydali sąd pochlebny. Pomimo to jednak Wójcicki nie otrzymał nagrody; konkurs bowiem uznany został za niedoszły, gdyż najmniej dwie rozprawy były na to potrzebne, a tu jeden tylko Wójcicki bez współzawodników w szranki wystąpił. Pomimo ten przykry zawód pracował młody Kazimierz z równym zapałem, gromadząc wiadomości do różnych postaci z minionych wieków. Łukasz Gołębiowski w dziele swojem «Lud polski» spożytkował prawie cały materyał, zebrany w rozprawie konkursowej. Ordyniec zaś, który wydawał wówczas «Dziennik Warszawski,» wydrukował z notatek Wójcickiego wiadomości o Szmigielskim, staroście gnieźnieńskim, o Stańczyku i o Janie Grudczyńskim (poczynając od Stycznia 1827 r.) i uzdolnionego 20-letniego młodzieńca zaprosił na stałego współpracownika w dzienniku.
W 1829 i 1830 r. odbył Wójcicki wycieczkę do Krakowa, w Tatry, zwiedził Słowacyę węgierską, Czechy, Morawy, Śląsk austryacki, Serbię i Kroacyę. W r. 1831 osiedlił się na Pokuciu w Galicyi, u krewnych przyjaciela swego, Dominika Magnuszewskiego, Raciborskich, w Załuczu nad Prutem, niedaleko Kołomyi. Tutaj d. 10 Listopada 1832 r. poślubił siostrę Dominika, Annę Magnuszewską, w której sercu i umyśle znalazł wszystko, co tylko żywot ludzki może ubłogosławić. Pług, pisząc o Wójcickim, taki przytacza wyjątek z jego listu: «Wpływ tego anioła dobroci i łagodności, tej prawdziwie świętej niewiasty, zmiękczył mój temperament szorstki i prędki; ona mi uczyniła dom świątynią i rajem, gdzie żyje w całej pełni szczęście rodzinne.» Rok 1833 spędziła młoda para we Lwowie, gdzie Wójcicki zawiązał stosunek bliższej przyjaźni z Augustynem Bielowskim, Józefem i Leszkiem Borkowskimi, Lucyanem Siemieńskim i powieściopisarzem Józefem Dzierzkowskim. Często przybywał do nich ze wsi szwagier Kazimierza, Dominik Magnuszewski na mile pogadanki w kółku serdecznem. Rok ten, spędzony we Lwowie wśród tej wiernej drużyny, związanej jednością myśli i uczuć, Wójcicki do najmilszych wspomnień zaliczał, a ze stosunków tych wykwitła Ziewonia, noworocznik na r. 1833, w którym pod przewodem Bielowskiego i Wójcickiego wystąpił cały zastęp młodych pisarzy z hasłem ożywienia obumarłego piśmiennictwa.
Powróciwszy do Warszawy, gdzie go zacny Brodziński ze współczuciem serdecznem powitał, i nie znalazłszy żadnego zajęcia, musiał z żoną i dzieckiem przytulić się pod skrzydła kochających rodziców, zanim przeniósł się do Jachronki nad Narwią, gdzie objął w zarząd cegielnię Banku Polskiego. Później wziął w dzierżawę dobra Górę pod Modlinem i z żarliwem zamiłowaniem oddał się gospodarstwu na roli. Doznawszy jednak ciężkich klęsk wskutek wylewu Wisły i poniósłszy dotkliwe straty na drugiej swojej dzierżawie w Łosiej Wólce, rozstać się musiał z ukochanym zawodem i życiem ziemiańskiem i przeniósł ostatecznie do Warszawy. Tu w r. 1845 Onufry Wyczechowski, dyrektor Komisyi Rządowej Sprawiedliwości, otoczywszy go swoją opieką, zamianował archiwistą głównym i bibliotekarzem Senatu, a następnie dyrektorem drukarni przy tejże Komisyi i powierzył mu redakcyę «Dziennika praw.» Utraciwszy tę posadę w r. 1862 za rządów margrabiego Wielopolskiego, obarczony