wojowi przemysłu, lecz mógł powstrzymać szlachetniejsze umysły od brania w nim udziału, a tym sposobem mógł odciągać od niego takie czynniki, któreby zdołały neutralizować złe wyniki jednostronnego materyalistycznego kierunku.
Uznał to niebawem sam Kraszewski, kiedy poraz pierwszy wyjechawszy za granicę w r. 1858, miał sposobność naocznego przyjrzenia się temu «zgniłemu Zachodowi», przeciwko któremu niedawno piorunował.
Bardzo ciekawą jest pod względem psychologicznym powolna przemiana, jaka w umyśle znakomitego pisarza w ciągu podróży zachodziła. Niechętny z początku kolejom żelaznym, pogodził się z niemi, gdy przebywał Semmering i musiał przyznać, że i inżynierya może mieć swoją poezyę. Mniemanie, jakoby Zachód dbał tylko o mamonę, zachwiało w nim zwiedzanie galeryj włoskich, utrzymywanych wielkim kosztem w celu przechowania zabytków sztuki i kształcenia przez nie poczucia piękna. Uprzedzenie przeciwko Francyi, jakoby z gruntu zepsutej, zmalały, gdy się podróżnik przyjrzał tym instytucyom naukowym i dobroczynnym, w jakie obfituje Paryż, gdy następnie miał możność zbliżenia się do klasy robotniczej i poznania jej sposobu myślenia.
Zrozumiał wtedy, że wytwórczość przemysłowa, lub, wogóle mówiąc, staranie o pomnożenie dobrobytu materyalnego nie przeszkadza bynajmniej uprawie idealnych czynników życia; że dobrobyt materyalny jest, a przynajmniej być może podstawą niezależności duchowej, stanowi zatem dźwignię nadzwyczaj ważną i cenną w rozwoju narodowym. To też kiedy za powrotem do kraju Kraszewskiemu zaproponował rozumny i obrotny bankier Leopold Kronenberg objęcie redakcyi «Gazety codziennej», mającej stać się organem ruchu ekonomicznego, autor «Chorób wieku» przyjął propozycyę, wytłómaczył się z tendencyi swojego utworu, mówiąc, że potępiał robienie pieniędzy jako cel sam w sobie, nie zaś jako środek, do osiągnięcia wyższych celów potrzebny; nie zaniedbując strony literackiej i politycznej, dawał dużo miejsca rozprawom ekonomicznym i sprawozdaniom z wszelkich objawów, świadczących o zabiegach w celu podniesienia dobrobytu w kraju. Znieść z tego powodu musiał wiele oskarżeń o sprzeniewierzenie się ideałom szlacheckim, ale te trudne chwile przetrwał zwycięsko i doczekał się uznania w liczbie przybywających abonentów. Wówczas przemienił tytuł dziennika, który odtąd zaczął jako «Gazeta polska» wychodzić.
Przejdźmy teraz do scharakteryzowania zapatrywań Kraszewskiego na przeszłość. Pod wpływem uwielbienia dla swojszczyzny, przeszłość, dawniej malowana z ujemnej strony, teraz rozpatrywaną być zaczęła z dodatniej. Kraszewski wyszukiwał chwil dziejowych, któreby mogły przeszłość tę uwydatnić w aureoli bohaterstwa i trafnym wiedziony instynktem wybrał słynną obronę Częstochowy przeciwko szwedom, pisząc «Kordeckiego» (r. 1852). Wprawdzie jako powieść jest to rzecz dość słaba, raczej kronika, niż artystycznie obrobione opowiadanie; lecz pod względem pojęcia i przedstawienia przeszłości ogromnie się wyróżniła od wszystkich poprzednich obrazów historycznych, jakie Kraszewski nakreślił; mamy w niej wielkie uczucia, wielkie poświęcenia, gorącą wiarę, niezachwiane bohaterstwo. W «Dyable» (r.1855) przeciwstawił Kraszewski, zgodnie z owoczesnem usposobieniem, rozpasanie obyczajowe stolicy za czasów Stanisława Augusta życiu zacnemu i prostemu szlachty wiejskiej. Najwięcej atoli wyidealizował przeszłość w «Staropolskiej miłości» (1859), w studyum: «Dziś i lat temu trzysta», gdzie podał charakterystykę Mikołaja Reja, wreszcie w «Odczytach o cywilizacyi w Polsce» (r. 1861), będących jakby jednym hymnem na cześć wielkich idei, a zwłaszcza wielkiego serca, jakie tętniło w duszach przodków. Wtedy też utworzył najudatniejszą komedyę swoją, do dziś dnia grywaną z powodzeniem: «Miód kasztelański» (r. 1860), osnutą na tle czasów saskich. Gdy nie miał na widoku jakiej bieżącej dążności społecznej, lecz myślał wogóle o trwałych podstawach szczęścia, dostępnego dla ludzi, wówczas najchętniej wielbił prostotę obyczajów i pracę uduchowioną. Był nieprzyjacielem konwenansów salonowych, zacierających rysy indywidualne w człowieku, zmuszających do kłamstwa i obłudy, i wolał już nawet dziką swobodę cyganów («Chata za wsią» r. 1853), lub życie tułacze («Jaselka» r. 1862).
Bolało go mocno, że u nas życie duchowe tak ociężale, tak powoli i tak płytko się rozwija, że jednostki utalentowane, nie mogąc pokonać bezmyślności lub obojętności, na jaką patrzeć muszą, rychło siły swe wyczerpują i giną przedwcześnie («Powieść bez tytułu» 1854). Z ciasnoty i zadu-
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/92
Ta strona została przepisana.