szące w sobie zarody upadku. Kraszewski z właściwą sobie wrażliwością, a przytem pod działaniem tego satyrycznego usposobienia, które w nim tkwiło zawsze, dał się uwieść owej fałszywej teoryi i zamiast krzepić ducha swemi opowiadaniami, osłabiał go i obniżał.
Ktoby poznawał dzieje narodu tylko z tego cyklu powieściowego, wynieśćby musiał rozpaczliwe o całej przeszłości zdanie, że nietylko nie było w niej silnego, sprężystego rządu, ale także brakło hartownych charakterów, jasnych umysłów, wiedzących, czego chcą i dokąd dążą. Tu i ówdzie błyśnie oczywiście jakaś postać jaśniejsza, jakieś bohaterskie poświęcenie, lecz przemijają one bez następstw, głuchną wśród pomruku poziomych namiętności, giną wśród wrzawy. Niezdolność do malowania wielkich ludzi i wielkich sytuacyj, brak poczucia tragicznego najdotkliwiej uczuć się dają w tym właśnie cyklu. Są w nim ustępy bardzo ładne, charakterystyki udatne, sceny wyborne, ale całości zadawalającej wymagania moralne i estetyczne — prócz «Starej baśni» — niema wcale.
Przykro to powiedzieć, lecz powiedzieć koniecznie trzeba, ażeby wyróżnić świadomie to, co jest rzeczywiście dodatniem, od tego, co ujemnem nazwać się musi. Zasługi Kraszewskiego zbyt są liczne i wielkie, by się obawiać jakiegoś poważnego szwanku dla jego sławy przez uznanie jego pośpiesznej roboty, dokonanej w ciągu lat kilku obok innych wielu zajęć, za nieudatną zarówno pod względem duchowym — bo nie wzmacniającą ducha, jak pod względem artystycznym, — bo wyglądającą jak rozwlekle w dyalogach prowadzona kronika bez ześrodkowania efektów estetycznych bez wytworzenia prawdziwie wykończonej całości dzieła sztuki.
Sposób pisania zmieniał Kraszewski w tej dobie parokrotnie.
W powieściach, ogłaszanych pod pseudonimem B. Bolesławity, wrócił do dawniejszego, z przed r. 1850, szkicowego traktowania osnowy z częstemi naturalnie uwagami, rozmyślaniami i wylewami uczuciowemi.
Gdy około r. 1868 wsławił się chwilowo powieściopisarz francuski Gaboriau swemi kryminalnemi romansami, Kraszewski poszedł w jego ślady, zaczął obmyślać zawikłane intrygi, nadzwyczajne przygody, zaczął rozpisywać się o zamierzonych lub wykonanych zbrodniach oraz o niezwykłych środkach ku ich wykryciu. Staranny rysunek charakterów musiał ustąpić miejsca mniej więcej zręcznym opisom zabiegów, mających na celu utajenie lub też wydobycie na jaw jakiegoś faktu lub czynu. Przez cztery lata (1868-72) borykał się nasz autor z tem ciężkiem dla siebie zadaniem, gdyż nie posiadał ani tyle przebiegłości, ani tyle cierpliwości, by powoli a zgrabnie rozplątywać subtelne nici intrygi. Powieści jego tym trybem pisane («Emisaryusz,» «Bezimienna,» «Sprawa kryminalna,» «Zemsta Czokołdowa,» «Bratanki» i in.) nie należały bynajmniej do lepszych jego utworów.
Uznał to w końcu sam autor i zarzucił raz na zawsze ten rodzaj, a równocześnie zreformował swoją dawniejszą metodę artystyczną o tyle, że zaniechał uwag od siebie pochodzących, starając się, by opowiadanie samo przez się uwydatniało nietylko osoby i ich stosunki, ale także punkt, z którego powieściopisarz zapatrywał się na nie. Inaczej mówiąc, przyswoił sobie przedmiotową metodę pisarską, której wzory znajdował u realistów i naturalistów francuskich. Metody tej trzymał się, poczynając od r. 1872 aż do śmierci.
Wzmocnił też wówczas stronę psychologiczna swoich powieści. Jak widzieliśmy, już poprzednio studya nad filozofią wywarły były wpływ swój w tym kierunku, teraz w skutek zaznajomienia się dokładniejszego z psychologią doświadczalną, wobec przedmiotowego trybu tworzenia, stany duszy osób wprowadzonych do powieści uwydatniane były nie w uwagach od autora pochodzących, lecz w samem zachowaniu się tych osób, w ich rozmowach, ruchach, gestach i t. p. Dzięki temu strona wewnętrzna utworów pogłębiła się; a niektóre z nich, wyłącznie prawie malowaniu stanów duszy poświęcone, nabrały wielkiego artystycznego znaczenia i liczą się do najlepszych rzeczy, jakie nasz powieściopisarz utworzył. Są to niewielkie nowele; przez doskonałe jednak wykonanie prawie arcydziełami w swoim rodzaju nazwać się mogą, mam tu głównie na myśli takie piękne zarysy, jak «Z dziennika starego dziada» — psychologia zacnego optymisty, którego żadne klęski i niepowodzenia nie mogą wytrącić z równowagi wewnętrznej, i «Dajmon» —
Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/96
Ta strona została przepisana.