Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

stanie się bohaterem i dokaże tych cudów męstwa, które tylko wolność może natchnąć». Żądanie (socjalistów), ażeby ziemia stała się własnością publiczną, autor odpiera argumentem, że to byłoby «niepraktycznem dla powstania. Darmo myśleć, ażeby lud zapalić rzeczą, której on nie rozumie». Na 284 stronicach Prawdowski wykłada drobiazgowo plan wojny ludowej[1].
Głosy umiarkowane w każdej sprawie są zawsze cichsze, a radykalne mocniejsze. Nie dziwno też, że są słyszane bardziej, a przez umysły wzburzone chętniej. Z pism też Prawdowskiego wyczytywano i rozumiano głównie to, co odpowiadało nastrojowi czasu i miejsca.

Na przeciwległem stanowisku stało stronnictwo Czartoryskiego, upatrując ratunek Polski w zabiegach dyplomatycznych i monarchiźmie, chociaż i ono przyznawało ogólnie zarówno potrzebę poprawy doli ludu, jak i wagę jego udziału w walce. «Po wielostronnem i sumiennem zastanowieniu się — oświadczył (1845) w przemowie ten proponowany przyszły król polski — wyznam szczerze, że uwłaszczenie włościan, to jest zabezpieczenie im własności gruntu,

  1. Str. 9, 71, 74, 90, 155. Zastanawiającym jest fakt, że radykalny demokrata M. Mochnacki sprzeciwiał się temu, ażeby «oświecona, myśląca, majętniejsza część narodu... sama własną zatarła istotę, ażeby zamiast ukształcenia i uposażenia swym majątkiem i światłem całej masy (ludu) rozprószyła się w niej i zniknęła; to się nie zgadza ani z potrzebami Polski, ani z jej ostatnią wolą, objawioną przed zgonem politycznym, ani z wolą, jaką na północy odegrać będzie musiała. Element szlachecki jest oddychalnem powietrzem naszego kraju» (Pamiętnik Emigracji, 1833, styczeń).