może przyjść pomoc. Ale Bóg nie jest rycerzem, któryby walczył z waszemi nieprzyjaciółmi, nie jest adwokatem, któryby bronił waszej sprawy przed sądem, nie jest waszym sługą, któryby ocierał pot z waszego czoła. ...Bóg dał wam ramiona i ostre żelazo, ażebyście sami byli swoimi rycerzami, dał wam rozum, ażebyście sami bronili swej sprawy... Tak, kochani bracia, tylko wy sami możecie wyzwolić się z poddaństwa. Bóg będzie wam z góry błogosławił, jeżeli się uwolnicie. Jest was tak wielu, że gdyby każdy z was rzucił tylko jeden kamyk na tych, co was ciemiężą, z trupów waszych wrogów powstałyby góry». Zrozumieli, usłuchali i zrobili — po swojemu, jak im poradziła dzikość i podszepnęły złe duchy[1]. Emigracja polska nie zamierzała wywołać krwawych scen 1846 r., ale mimo woli i wiedzy skierowała prąd swych wpływów na koło młyńskie Metternicha i jego spólników.
Wyprawa Zaliwskiego (w r. 1833), którą pod jego przewodnictwem podjęło maleńkie gronko emigrantów, wyjeżdżających z Francji do Galicji i Królestwa Polskiego bez pieniędzy, bez paszportów, dla przygotowania wojny z największem mocarstwem zaborczem, z Rosją, powinna była swem nieszczęsnem zakończeniem odebrać wszelką chęć do ponowienia podobnych przedsięwzięć[2]. Tymczasem Towarzystwo
- ↑ Przekład z tekstu niemieckiego, zamieszczonego w książce Miesesa, s. 11.
- ↑ Cel wyprawy Zaliwskiego był polityczny, miał on wywołać powstanie głównie przeciwko Rosji. Ale w swoich odezwach potrącał on również sprawę wyzwolenia i uposażenia włościan bardzo umiarkowanie. «Kraj — głosił on w jednej z nich — który weźmie własność jednym, ażeby ją dał