Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

wały go prezentami i pamiątkami. On zaś zachowywał się tak wyniośle nawet względem wysokich dostojników, że nigdy nie stawił się na ich wezwania i kazał im przychodzić do siebie. Biskupa Wojtarowicza zmuszono, ażeby na obiad, wyprawiony z powodu rocznicy wstąpienia na tron cesarza, zaprosił Szelę, jako «zbawcę Austrji». Gdy pomimo tych wszystkich honorów nie czuł się ani zadowolonym, ani bezpiecznym, dano mu obszerną posiadłość ziemską w dobrach rządowych na Bukowinie. Tu koloniści patrzyli na niego z odrazą i podali prośbę, ażeby go usunięto. Szela, obrażony przedtem na rząd, że go nie kazał wybrać posłem na sejm rakuski (1848), domagał się ukarania kolonistów i lepszego wynagrodzenia za swoje usługi. Ale już nie wprawiono w drabinie jego karjery nowego szczebla. Pogardzany, unikany, może nawet dręczony wyrzutami sumienia, rozpił się, włóczył się jeszcze przez kilka lat po górach i lasach, aż wreszcie tajemnicza kula zakończyła jego zbrodniczy żywot.
Rząd otoczył również opieką wszystkich uczestników rzezi. Gdy pokrzywdzeni wnieśli skargi, wyższy sąd krajowy polecił, ażeby przy odbieraniu zrabowanych rzeczy postępowano z rozwagą, «nie drażniono ludności» i sporządzano protokóły usprawiedliwiające. Tak np., gdy oskarżony zeznał, że mordował, że zabity wcale się nie bronił, bo był chory, i że w jego domu nie znaleziono żadnej broni, oprócz osęków do gaszenia ognia, sędzia kazał kanceliście napisać: «W domu znaleziono liczny zbiór lanc i pik». Jednocześnie w okólniku gubernialnym radzono duchowieństwu, ażeby złoczyńcom nie odmawiało rozgrze-