prawda, że pokładane w nim nadzieje zarówno co do Polski, jak co do chłopów zawiodły zupełnie. Nadzieje te wznosiły się aż do zaniku godności narodowej i służalczego bałwochwalstwa. «Zda mi się — pisał w swej podanej wyżej odpowiedzi na kwestjonarjusz Młodecki — słyszeć jeszcze głos trzech miljonów włościan polskich, mówiących między sobą: Kończą się, bracia, dni nędzy i utrapienia. Bohater, uspokoiciel świata, wzrok dobroczynny na nas obróci... Pracujmy odtąd ochotniej około wydobycia dostatków ziemi, w potrzebie nawet nadstawmy życie przy tronie Wskrzesiciela Ojczyzny. Od pokolenia do pokolenia niech matka uczy swe dzieci z uniesieniem wymawiać imię monarchy, dobroczyńcy narodu». Te wybuchy uwielbienia i wiernopoddaństwa zapłonęły na wielu kartach ówczesnej literatury polskiej. Trwały jednak niedługo, bo «wskrzesiciel ojczyzny» — jak go nazywano na wybitym dla niego medalu, ten «ojciec narodów», któremu — jak wyznawał Karpiński — należało rzucać kwiaty pod stopy i którego «samo wejrzenie zamienia w szczęście osierocenie», okazał się wkrótce tylko carem rosyjskim, sławiony opiekun chłopów — bardzo skąpym ich dobroczyńcą.
Historja chłopów polskich rozwijała się odmiennemi drogami nie tylko w rozmaitych zaborach, ale także wewnątrz Królestwa Polskiego w rozmaitych kategorjach włościaństwa. Już w Polsce niepodległej inne było położenie poddanych w dobrach prywatnych a inne w publicznych. Podczas gdy przeciw wyzwoleniu i uwłaszczaniu pierwszych walczyła szlachta z niezłomnym uporem, reformie względem drugich
Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.