pieniędzy na zakup padłego inwentarza[1]. Do udaremnienia pomogła wiele leniwa i niedbała administracja. Przyznaje to pisarz i działacz rosyjski Goremykin[2]. Komisja Spraw Wewnętrznych załatwiła w ciągu 20 dni 1700 dostarczonych jej tabel, nie badając ich treści. Sądziła ona, że rozstrzygnie trudną i zawikłaną sprawę włościańską «zapomocą kilku rozporządzeń kancelaryjnych i tabel, ułożonych przez samych dziedziców i niesprawdzonych przez nikogo. Odrazu okazała się cała masa kwestyj praktycznych, których administracja wcale nie przewidziała i które w braku określonych zasad dla rozwiązania ich, rozstrzygano dorywczo, niejednakowa i sprzecznie». Nie pierwszy to raz zresztą urzędnicy rosyjscy ostudzali żar powierzonych im do wykonania praw, o których mówiono, iż po wyjściu są tak gorące, że ich nie można dotknąć a wkrótce tak zimne, że można na nich usiąść.
Po ogłoszeniu ukazu włościanie niektórych wsi zaczęli odmawiać pańszczyzny, musiano tłumić bunty przymusem i sądem, a zapobiegać im wyjaśnieniem namiestnika, że oczynszowanie może nastąpić tylko zą zgodą obu stron. Ponieważ zaś rząd w głębi swych zamiarów nie pragnął wcale stanowczego rozstrzygnięcia sprawy włościańskiej, więc tamował układy: z 94 umów przedstawionych władzy tylko jedna uzyskała zatwierdzenie. Chłopi nie myśleli zamykać swych wymagań w granicach ukazu i żądali przywrócenia gruntów włączonych do folwarków. «Te