Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

wej srogości nie mogła się usprawiedliwić niczem. Idea uwłaszczenia włościan błyskała tylko w bardzo nielicznych umysłach i nie rzucała swego światła na ogół ziemiaństwa folwarcznego. Jego ognikiem, przez jednych zapalanym, przez innych gaszonym, było oczynszowanie, to dla większości swych obrońców zło konieczne, które zabezpieczało od zła najgorszego — naruszenia świętego prawa własności. Oderwanych głosów publicznych odezwało się niewiele[1]. Zwięzłe i przekonywujące Uwagi wypowiedział jeden z bezimiennych autorów[2]. Trzy dni pańszczyzny — powiada — warte są zaledwie dwóch najemnika — więc pan traci. Trzy dni pańszczyzny więcej, niż trzy dni dla chłopa, bo nie może uregulować swojej pracy. «Czyli włościanin, robiąc pańszczyznę, daje więcej, niż to, co daje nominalnie, właściciel, zaś użytkując z pańszczyzny, odbiera rzeczywiście daleko mniej, niż to, co odbiera nominalnie». Autor oświadcza się za oczynszowaniem.

Obszerna i szczegółowa dyskusja nad tym przedmiotem skupiła się na dwóch polach zbiorowej walki: mniejszem, w Korespondencie handlowym, przemysłowym i rolniczym przy Gazecie Warszawskiej i większem, w Rocznikach gospodarstwa krajowego. Przez 4 lata (1842—1846) Korespondent zamieścił 20 kilka artykułów o włościanach, z których prawie połowa sprzeciwiała się oczynszowaniu a tylko jeden głosował za stopniowem uwłaszczeniem. Zwolennicy

  1. Byłby to tylko pożytek bibljograficzny, gdybyśmy tu przytoczyli wszystkie artykuliki nikłej treści w ówczesnej prasie.
  2. Bibljoteka warszawska, 1842, III.