Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/399

Ta strona została uwierzytelniona.

lub chrześcijanina, za «cysarskiego», ale nie za Polaka. Około r. 1870—1880 myślał tak: «Galicja pozostaje pod władzą najbogatszego w świecie człowieka, cesarza, który dba o dobro swych poddanych i chętnie ulżyłby biedzie chłopskiej, gdyby panowie, siedzący po urzędach na prowincji i we Lwowie, chcieli mu przedstawić chłopską dolę, ale oni zamiast tego, coraz to nowe wymyślają prawa, aby tylko z chłopa drzeć pieniądze. Są oni gromadą ludzi bezbożnych i hulaszczych, więc chcieliby na nowo zaprowadzić pańszczyznę, aby całkowicie żyć z pracy chłopskiej. Chłopi jednak są ostrożni, strzegą się przed podrywkami pańskiemi, papiery gminne pilnie w skrzyniach chowają i do zmian w urządzeniach gminnych i w stosunku do władz i do dworów starają się wszelkiemi sposobami nie dopuścić. Na żadnych papierach, na których władze pod grzywnami nie każą przybijać pieczęci, nie wolno wójtowi podpisywać się, ani pieczęci wyciskać». Tak byli przekonani o troskliwej opiece cesarza, iż wierzyli, że on często przebiera się i staje w ich obronie[1]. Nie dziwno też, że pewien chłop posłał list do monarchy ze skargą na krowę dworską, która mu zjadła kapustę. J. Świątkowi, zbierającemu materjały etnograficzne w Pilzneńskiem opowiadano, jak chłop objaśniał cesarza na co pracuje. Zarabia pięć groszy: «Jeden grosz oddaję (rodzicom za dług), drugi pożyczam (dzieciom), trzeci w błoto wrzucam (jako nawóz), czwarty zakopuję (sieję), a piąty dopiero mam na swoją potrzebę»[2].

  1. Bujak, Galicja, s. 47.
  2. Materjały antropologiczne, archeologiczne i etnograficzne, (wyd. Akad. Um.) VII, Kraków 1904.