lewało się najszerszem łożyskiem po Europie a zwłaszcza po Niemczech. Ponieważ ruch ten zwracał się początkowo najbardziej ku Saksonji, nazwano go «obieżysactwem» lub «na Saksy». Podniecali go i regulowali agenci, bądź werbujący w imieniu i na rachunek przedsiębiorstw emigracyjnych, bądź własny. Działy się przy tem nadużycia straszne. Wychodźcy byli często ograbiani a zawsze wyzyskiwani przez naganiaczów. Przetrzymywano ich na pogranicznych stacjach werbunkowych w zatłoczonych i brudnych barakach, ażeby wymusić najuciążliwsze warunki najmu kontraktowego, łudzono kłamliwemi obietnicami a nieraz, ograbiwszy z zasobów, wywożono i porzucano w obcym kraju, gdzie bez rady i ratunku błąkali się zrozpaczeni, szukając jakiegokolwiek zajęcia. Łatwo wyobrazić sobie okropne położenie tych tułaczów, nieznajdujących drogi wydobycia się z niego, nieznających języka, ogołoconych z pieniędzy, osłabionych głodem i gotowych do przyjęcia jakiejkolwiek pracy. Nie tyle z pobudek miłosierdzia, ile własnego interesu rolnicy i przemysłowcy niemieccy, potrzebujący obcego robotnika, starali się o uregulowanie jego dopływu.
Osobne instytucje (Izby rolnicze) i przedsiębiorstwa, otrzymawszy od nich żądania, wysyłały płatnych agentów z określonemi poleceniami i wzorami umów, którzy przewozili zwerbowane partje do oznaczonych miejsc. Najtaniej i najbezpieczniej odbywali podróż i najkorzystniej zawierali kontrakty wędrowcy
według Komitetetu Statystycznego do Ameryki: w r. 1908 — 12,390, w 1912 — 22,591, do innych państw po kilka tysięcy. Z. Ludkiewicz, Zadania naszej polityki agrarnej.