swego nowego życia, nieposiadający języka, nie umieli się bronić inaczej, tylko ucieczką z ciężkich robót.
W najgorszem położeniu znaleźli się zajęci w plantacjach, gdzie praca była wyczerpująca siły, zarobek był mały a śmiertelność w wilgotnym upale wielka. Zastępujący dawnego niewolnika najemnik, nietylko wynagradzany był skąpo (około 2 zł. dziennie), ale otrzymywał zapłatę w kwitkach do sklepiku spożywczego, związanego z plantatorem, gdzie go wyzyskiwano i oszukiwano na wartości i cenach produktów. Starsi wytrzymywali trudy, zły pokarm i zabójczy klimat, ale dzieci padały jak ścięte pokosy. Obok kolonizacji rodziców w domach i skleconych pośpiesznie szałasach powstawały kolonje mogił dziecinnych, na przygodnych cmentarzach w polach. Na szczęście wielka płodność ludu polskiego wyrównywała szybko te szczerby. Obfite żniwo zbierała śmierć również z dorosłych. Podróżnik, zwiedzający osady i obozy emigrantów w Brazylji, opisuje straszne obrazy ich poniewierki i niedoli. Kobiety wygłodzone, pozbawione opieki, leżące w barłogach rodziły obok chorych na żółtą febrę lub tyfus mężów, nie było żadnego zorganizowanego a nawet doraźnego ratunku, a jeżeli gdzieś czasem zjawił się lekarz, to traktował pacjentów z niemiłosiernem lekceważeniem. «Codzień — pisze ów autor — widzieliśmy 2—3 pogrzeby ze śpiewami przeciągające przez osadę... Chcąc też dowodnie przekonać się, ile ofiar naszych przykryła już tu ziemia brazylijska, ile zbrodniczych faktów spełnili przełożeni emigrantów, udaliśmy się na cmentarz.
Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/448
Ta strona została uwierzytelniona.