i oświecenia, zapomniał na prerogatywy ludzkiej równości, a przechodząc w dziedzictwie od jednego do drugiego pana, już i przekonany został, że się do niewoli narodził».
Jest w «hipotezie najazdu» jeszcze inny punkt zagadkowy. Mianowicie, jeżeli twierdzimy, że masa plemienna, z której powstało państwo polskie, była zorganizowana w rody, to zrozumiemy przez nią przedewszystkiem lud, pierwiastek tubylczy, potomstwo pierwszych osiadłych przybyszów z gniazda prasłowiańskiego. Otóż ten lud powinienby zachować w swem życiu jakieś ślady dawnej rodowości. Tymczasem nie dostrzegamy ich prawie wcale, a przynajmniej nie tak wyraźnie, ażeby mogły służyć za oczywisty jej dowód.
W nadaniach ziemi z osiadłymi na niej ludźmi są wzmianki, że oni mają przejść w nowe posiadanie z całemi rodzinami, najczęściej z braćmi (cum fratribus), ale to mogło być tylko dokładnem określeniem darowizny[1]. Jeżeli czytamy np., że Bronisław, comes Poloniae, ofiaruje (1236 r.) dobra na budowę klasztoru w Paradyżu «za zgodą brata Sędziwoja, jego syna Jarosława oraz żony i krewnych»[2], to widzimy wyraźnie węzły rodowe. Natomiast wątpliwe jest, czy je uznać trzeba w zwyczaju, wymagającym
- ↑ Balzer (Kwartal. hist. 1910) uważa to za ślad rodowości.
- ↑ Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, Poznań 1877, I 126. J. K. Kochanowski (Trzy odczyty o Polsce, Warszawa 1913) poczytuje odczucie szlacheckiej tradycji rodowej za cechę, «okazującą odrębność Polski od całego najbliżej otaczającego ją świata». Uwaga ryzykowna.