dzo silnym i oddziałać korzystnie na ukształtowanie ludności rolniczej, gdyby organizacja obca, do miejscowych stosunków niedopasowana, nie złamała się pod ich naciskiem, gdyby zarówno książęta, jak obdarowani przez nich przywilejami nie zepchnęli tej warstwy na poziom poddaństwa.
Zdania historyków polskich o polityczno-społecznej i ekonomicznej wartości osadnictwa na prawie niemieckiem są bardzo rozbieżne. Naruszewicz[1] widzi w niem tylko ujemne wpływy. «Zaczęły pustoszyć się zamki, niszczyć drogi publiczne bez rąk, od powinności prawa polskiego czyli książęcego uwolnionych. Skarb książęcy utracił swoje dochody z ceł, karczem, danin pieniężnych i w rzeczach. Zamnożyły się łotrostwa i rozboje publiczne, że lud wiejski, obowiązany z prawa polskiego do pogoni hultajów, nie czynił tej posługi. W ogóle był to zysk dla prywatnych, lecz nie rządu». Według Lelewela[2] osadnictwo to wynaturzyło i spaczyło rozwój narodowy. «Że lokacje wsi i miast na prawie teutońskiem — mówi Helcel[3] — tam, gdzie były połączone z kolonizacją rzeczywistą mieszkańców cudzoziemskich (np. na Śląsku) przenarodowiły z czasem ludność i kraj — o tem wątpliwości niema. Lecz w innych Polski dzielnicach przywilej prawa teutońskiego zwykle tylko organizację gminie przynosił odmienną wraz z ulgą w licznych prestacjach (powinnościach), zwłaszcza roboczych, wcale rodowitej ludności nie zmieniając. Że