wiedliwość uczynisz, jeśli masz krzywdę». «Skarg też i podlejszych ludzi cierpliwie przesłuchiwał — pisze Kromer»[1] — uboższych od możniejszych bronił, a skwirku i ukrzywdzenia ich mścił się, tak, iż przychylniejszy pospólstwu, niż szlachcie, zdał się być». Niewątpliwie współczucie dla ubogich i uciemiężonych musiało tętnić w sercu tego dobrego monarchy. Jeśli wszakże prawdą jest to — o czem jakoby zapewnia rękopis widziany przez Czackiego w zbiorach Naruszewicza, że «chłopi chodzili do grobu Kazimierza W., a łzami oblewając zimny kamień, wywoływali cień opiekuna uciśnionej ludzkości», to w ich smutku może więcej było złego przeczucia na przyszłość, niż żalu po dobrym królu. Bo większe było nieszczęście, które ich czekało, niż szczęście, które utracili.
W chwili kiedy twórca statutu wiślickiego leżał już w grobie, szlachta, a raczej jej warstwa górna, możnowładcza, była już dość potężna, ażeby sięgnąć po zwierzchnictwo nad całym narodem a zwłaszcza nad ludem. Wszędzie, gdziekolwiek monarchowie z nią się starli, wywalczając sobie ograniczone lub nieograniczone władztwo, opierali się — jak zaznaczyliśmy wyżej — na mieszczaństwie i chłopstwie. Ale mieszczaństwo na Zachodzie stanowiło żywioł rodzimy, bogaty, doskonale zorganizowany, podczas gdy w Polsce było ono przeważnie obce, słabe i rozprzężone. Jeszcze wątlejszą oporę dla panujących przedstawiał lud. Ażeby on mógł wytworzyć potęgę, musiałby być nietylko masą wielką, ale nadto masą
- ↑ Kronika, s. 280.