nięcie krępującego ich samowolę naczelnika wsi samorządnej, ale także o wykup jego ziemi i gospodarstwa. Stwierdzić przytem należy, że ten naczelnik wynaturzył się powoli ze swego charakteru pierwotnego: z przedstawiciela i obrońcy gminy stał się uprzywilejowanym i zamożnym ziemianinem, który zbliżał się do posiadania zupełnej własności wydzielonego mu gruntu. Przypomnijmy sobie, że sołtys przy zakładaniu osady na prawie niemieckiem otrzymywał jako zasadźca znaczny kawał ziemi (aż do 10 łanów), a nadto dochody uboczne. Ponieważ on często ten obszar rozszerzał a wraz z urzędem posiadał go dziedzicznie, więc z biegiem czasu sołectwa wzrosły na zamożne i starannie uprawiane folwarki, w których, jak w pańskich, utrzymywano poddanych, czynszowników i pańszczyźniaków. Gdy więc z jednej strony sołtys stał się dla panów «niebezpiecznym konkurentem do skóry chłopskiej», z drugiej dla gminniaków był przedmiotem zazdrości i niechęci, zwłaszcza gdy przed władzą panów coraz bardziej zginał się, łamał, i upokarzał a jednocześnie coraz więcej dbał o korzyści własne, niż gminy. Tamci wypierali go z interesu, ci patrzyli na jego zgubę bez żalu. Dzięki temu skup sołectw z wcielaniem ich do folwarków mógł się odbywać gładko i szybko — nietylko w dobrach szlacheckich i duchownych, ale również monarszych. Wiek XVII widzi już tylko gruzy z dawnej instytucji, śród których sterczy jako zgruchotana kolumna sołtys obok nowej podpory starego wiązania — wójt[1]. Po-
- ↑ Szczegóły tego zaniku u Lubomirskiego Ludność roln. 21, u Pawińskiego Źródła dziejowe, Wielkopolska, s. 154.