swoich grzechów, czynił to rugownik, który przez cały czas swego urzędowania śledził a na sądzie oskarżał winnych popełnienia jakiegoś czynu niemoralnego lub zakazanego. Wyroki zapadały w gromadzie, ale naturalnie pan mógł je łagodzić, uniewinniać lub zaostrzać. Rugi stały się wiecami, dotrwały jednak do ostatnich lat niepodleglego istnienia Rzeczypospolitej, chociaż w ostatnim okresie były zwykłemi sądami ławniczemi. Zgromadzone i wydane przez Ulanowskiego Księgi sądowe wiejskie[1] z XV—XVIII w. zawierają taką rozmaitość przedmiotów poddanych wyrokowaniu tego «pełnego prawa», że trudno dla niego wyznaczyć jakiś szczególny zakres. Niewątpliwie odmiana ta, jak wszystkie instancje sądów patrymonjalnych, służyła interesom panów, ale przyznać trzeba, że była ona także stróżką moralności i to w ówczesnych warunkach bardzo skuteczną, zwłaszcza w wypadkach walk małżeńskich. Oto np. Jakób Adamiec skarży zięcia Mateusza Apostoła o katowanie żony. Sąd, «mając względy na spokojność małżeństwa», nie stosuje kary, tylko nakazuje winnemu przeproszenie, ale «bierze w protekcję» żonę, grożąc, że gdyby mąż dalej ją katował, «podpadać będzie trzydniowej robocie około publicznej drogi w kajdanach», a gdyby i to nie pomogło, «sąd obmyśli inne ukaranie dla niego». Gdy mąż wiarołomny dopuszcza się okrucieństwa względem żony, sąd każe mu porzucić kochankę.
Przeciwko jurysdykcji patrymonjalnej bronili się najdłużej i najwytrwalej poddani dóbr monarszych, którzy pomimo nadania tej władzy dzierżawcom i sta-
- ↑ Starod. pr. pols. pomn. t. XI i XII.