«Od ustanowienia nieodwołalności jurysdykcji patrymonjalnej w XVI w. — powiada Lubomirski[1] — kmiecie przedkładali żale i krzywdy w suplikach. Liczne są one po archiwach ekonomicznych: i już proste niby tylko skromnem wyliczeniem krzywd będące, już wymowne i dźwięczne, niby psalmy, których podniesienia dźwięk zdaje się ująć w bolejącem słowie; już naostatek niby pisane wśród krzyków, łkań i łez, wśród agonji cierpień i nędzy, błyszczą uśmiechem szyderczym, smutnym, jak bezpowrotne żegnanie się z miłością i młodością». Nie potrzeba dowodzić, że na tę psalmową poezję nie mogli się zdobyć chłopi ówczesni, a nawet nie mogli się zdobyć na najskromniejszą skargę pisaną, bo pisać nie umieli. Ogłaszane więc w ich imieniu supliki, z których najsłynniejszą poznamy później, były to utwory inteligencji nietylko ludowego pochodzenia, ale nawet szlacheckiej. Najznakomitsze umysły «złotego wieku» naszych dziejów broniły gorąco i szczerze chłopów od ucisku i piętnowały samolubstwo szlachty.
Rej maluje swym grubym pędzlem obdzieranie chłopa z różnych stron. W Krótkiej rozmowie między panem, wójtem a plebanem wójt mówi o księdzu:
Wszystko chce brać, daj mu psia mać
A o Bogu nic nie słychać
....................
...nam chudym prostakom
Zewsząd cierpieć nieborakom
Zły dzwonek (księdza) a gorsza kłoda (dyby).
O tłoce — pracy poddanych tak się wyraża;
Sprawnie ją nazywali tłoką
Bo tam czasem i grzbiet stłuką.
- ↑ Roln. lud. 43.