i życzeniom tego gminu szlacheckiego, który zwał się republikańskim, a który dzisiaj spotyka nawet zaszczyt nazwy demokratycznego. Tymczasem magnaci, osławieni z dążności arystokratycznych, mieli wręcz przeciwne pod tym względem życzenia. Chodziło im bowiem o jak największą swobodę i wolność robotnych, chodziło im mianowicie o zniesienie ciężkiej adscriptio glebae. Oczywiście uczucia humanitarne i zasady filantropji grały tu rolę najmniejszą, a główną i pierwszą znowu interes osobisty. Magnatom, posiadającym rozległe dobra i szerokie pustkowia, chodziło o to, aby takowe nie leżały zupełnym odłogiem, aby je osiadali włościanie, nawet pod najkorzystniejszemi dla siebie warunkami». Więc przyjmowali chłopów zbiegłych, zwłaszcza że mogli lekceważyć wydane przeciwko sobie wyroki. J. Wiśniowiecki w jednym sądzie lwowskim miał aż 14 pozwów, a Koniecpolski 26. Wojewoda Sandomierski Firlej, ugaszczając oficerów przed wojną szwedzką, tak przemówił do kapelana: «Widzisz kapłanie tych panów tak kosztownie i wytwornie strojnych, jakby szli nie na wojnę, ale na ślubny kobierzec, skąd myślisz mają na to środki? Z łez i krwi ubogiego chłopka tak się postroili. Wierzaj mi, że gdyby anioł Pański ścisnął w dłoni te lamparty i sobole, te jedwabie i purpury, krew i łzy pokrzywdzonych strugąby z niej spłynęły[1]». Źródła tego zbytku trzeba było unieruchomić. Więc co parę lat obostrzano w konstytucjach sejmowych i umowach ziem ściganie zbiegłych, zwłaszcza na Ruś. Oto spis tych starań.
- ↑ Bisk. A. Załuski w Epistołach u W. Łozińskiego, Życie polskie w dawnych wiekach, s. 94.