obchodzili i pamiętali na straszny sąd pański, kędy wszyscy zarówno nago staniemy, bez tytułów, bez bławatów, bez asystencji, bez bogactwa i dostatków wszelakich».
Jeżeli porównamy te skargi, żale i napomnienia z tem, co się działo i co się pomimo nich dziać nie przestało, wyciągniemy wniosek, który nam się potwierdzi w następnem stuleciu, że literatura nie oddziaływała wcale lub bardzo słabo na uczucia, myśli i czyny szlachty polskiej.
Śród rozkiełznania jej egoizmów i odrętwienia sumień ujawniały się dążenia przyjazne dla ludu. Jan Małachowski, biskup chełmiński, przeznaczył 80,000 zł. dla ubogich poddanych, niemogących płacić hiberny. Jerzy Ossoliński, kanclerz, założył szpital dla ubogich wieśniaków. Jakób Zadzik, biskup krakowski, fundator wielu instytucyj dobroczynnych, rozdał przeszło 20,000 korcy zboża i darował długi biednym poddanym. Piotr Gembicki, biskup krakowski, darował 200,000 zł. długów poddanym. Anna z Branickich Lubomirska, kasztelanowa wojnicka, opatrywała ubogich poddanych w czasie nieurodzaju, a umierając, darowała im wszystkie długi i rozdała wszystko zboże. Katarzyna Radziwiłłowa, siostra Jana III, założyła przytułek dla starych i chorych poddanych, utrzymywała osobnych patronów przy trybunałach, ażeby bronili spraw ludzi biednych, wdów i sierót[1]. Były to jednak czyny nieliczne i miłosierdziem natchnięte.
Naganne i obrończe głosy za ludem nie szły w smak szlachcie. Ale zato niewątpliwie zyskał wiel-
- ↑ Wylicza tych dobroczyńców więcej Jelski, Zarys, I, 299.