Szlachta polska zawsze upijała się chętnie winem, w epoce jednak panowania Sasów zamieniła się na żywe beczki tego napoju. Zdumiewająca była nietylko powszechność pijaństwa, ale jego miara. Kasztelan zawichoscki, Borejko, sprowadzał sobie co pewien czas dwóch zakonników, zamykał się z nimi, ogłaszał, że jego dom został czasowo zamieniony na klasztor, i pił, odmawiając przytem pacierze lub słuchając mszy, odprawianej codziennie przez jednego z mnichów. Gdy ich nie miał, siadał przy drodze ze skrzynką butelek i pił z przechodniami. Podobnie Kossowski, starosta sieradzki, wspólnie z żoną, rozstawiał ludzi na drogach i utrzymywał faktorów w mieście, którzy mu donosili o przejeżdżającej szlachcie. Upatrzonych łapano, sprowadzano do dworu, gdzie ich zmuszano jeść i pić[1].
«Miały domy kielichy uprzywilejowane — opowiada H. Moszczeński[2] — jako to: w domu Sapiehów jest kielich, z którego pił Piotr Wielki i August II... z dyplomatem od wspomnianych obydwóch monarchów nadanym, że ten kielich z szafki, gdzie był konserwowanym, dobywanym i wynoszonym być nie powinien, tylko z asystencją honorową przy kotłach i trąbach». Autor miał również taki czczony kielich,
- ↑ K. Koźmian, Pamiętniki, Poznań 1858, I, 116.
- ↑ Pamiętnik do historji polskiej, wyd. Warsz. 1907, s. 12
ani z wołoskiej, ale z prawdziwej polskiej, mości panie Potoczyński». Wojewoda zbladł ze złości, ale zamilkł. Glinczewski, wiedząc, że go zemsta nie minie, wstąpił do seminarjum, został księdzem i proboszczem. W kilka lat, gdy powracał od chorego, został napadnięty przez służbę wojewody, która połamała mu ręce i nogi, tak że wkrótce umarł (II, 37).