swoich synów, którzy go nazywali (poniekąd słusznie) «ojcem», a ich prawny ojciec tytułował go w listach «przyjacielem»[1] Młody hr. Tarnowski z Markuszewa był chrzestnym synem carowej[2]. W takiej atmosferze mógł swobodnie poruszać się każdy, kto — jak mówił niezbyt zresztą wrażliwy Krasicki — «wstęgi nosi na szyi, co warta powroza». Całe bowiem życie publiczne i prywatne górnej warstwy szlacheckiej tworzyło nadzwyczajnie zharmonizowaną, wielogłosową symfonję spodlenia. «Sejmy były zjazdami, nie wolno było nic zbawiennego ustanowić dla kraju, odzwyczajono się nawet od tego. Zjeżdżali się panowie, trzymali stoły otwarte, dawali bale, na sesjach łajali króla, a dopełniwszy tego wszystkiego, znowu z wielkiemi taborami do państw swoich wracali»[3] — «Ażeby uchronić sejmik od zerwania — opowiada inny pamiętnikarz — rozpoczęto w jego lokalu tańce, a gdy przeciwnicy się oddalili, zagajono sejmik i wybrano deputatów»[4].
Z bardzo małemi wyjątkami wszystkie sumienia, głosy, wpływy, czynne w sprawach publicznych, były kupne. Możnowładcy, szlachta, utytułowana sprawowanemi i niesprawowanemi przez nią urzędami,
- ↑ Wiele szczegółów tego stosunku podaje Dr Antoni G. (w Przewodniku naukowo literackim, Lwów 1877, s. 481), który uznaje «okoliczności łagodzące dla tych upadłych aniołów».
- ↑ Dembowski, I, 204.
- ↑ Niemcewicz, 57.
- ↑ Matuszewicz, I, 137. Uciekano się nawet według tego autora do drastyczniejszych środków. Ażeby usunąć jeden głos z trybunału, dano pewnemu deputatowi na przeczyszczenie.