posłowie sejmowi, deputaci trybunałów, wszyscy aż do ostatniego króla byli sprzedajnymi nierządnikami. «Nie było żadnego nieszczęścia krajowego — mówi Karpiński[1] — do któregoby o sobie myślący magnaci nie należeli». Upodleniu mężczyzn dorównywały kobiety, płoche, bezczynne, bezwstydne, kupne, zapamiętale tańczące na balach publicznych z pierścionkami na palcach bosych nóg, kładące się za pieniądze lub wpływy do łóżka swoim i obcym mordercom konającej ojczyzny. «Ogół kobiet — pisze umiarkowany w swych sądach A. Czartoryski — w zimnej zamknięty obojętności, ani wewnętrznem ubolewaniem, ani nawet powierzchowną tkliwością długu krajowi nie wypłacił, i polak, choć sprawca hańby, z miłym w biesiadach był zawsze przyjmowany uśmiechem». Zapiski pamiętnikarzów, fakty i świadectwa zebrane przez Kraszewskiego (w Polsce podczas trzech rozbiorów) graniczą z nieprawdopodobieństwem, a jednak są wiarogodne. Trudno uwierzyć, ażeby tak być mogło, a jednakże tak było, że ludzie obdarzeni wysokiemi godnościami tak się szczycili swą hańbą, jak ich przodkowie zasługą i że zbrodnia używała praw chwały. Jeżeli prawdą jest, że panowie otaczający umierającego Zygmunta Augusta podsuwali nieprzytomnemu rozmaite dla siebie nadania i rozdrapywali cenniejsze jego rzeczy a nawet odzież tak dalece, że biskup krakowski, nie mając czem przykryć ciała monarchy, kupił na to zgrzebnego płótna; jeżeli prawdą jest, że jeden z biskupów kazał sobie co wieczór dawać ślub z gospodynią, a po spędzonej z nią nocy
- ↑ Pamiętniki, s. 83, 118.