głośną swego czasu książkę O poddanych (1788), w której powiedziano: «nie słychać, ażeby kto poddanego propria acutoritate (własną władzą) powiesić kazał, lecz że biednego chłopka na śmierć zaćwiczono, albo że od okrutego smagania spuchł i w kilka dni umarł, to się nieraz praktykuje». Prawda plącze się tu w sieci nieścisłych wyrażeń. Jeśli chodzi o to, czy pan własnym jedynie sądem skazywał chłopa na śmierć i własną ręką albo przynajmniej w swej obecności zawieszał go na szubienicy lub w inny sposób tracił, to rzeczywiście takich wypadków nie znamy. Ale jeżeli chodzi o to, czy on na poddanego łącznie z dobranymi sędziami wiejskimi i miejskimi nie wydawał wyroku śmierci, którego wykonanie odstępował sądowi publicznemu, albo też czy on swoim oficjalistom i służącym na kazał go kijami, torturami i innemi środkami kaźni zamęczyć, albo wreszcie, czy w przystępie gniewu sam go nie zabił — to takie wypadki, zupełnie stwierdzone, znamy. Że były one rzadkie, widać z uwagi oględnego w swych twierdzeniach Skrzetuskiego[1], który powiada: «Ledwo kiedy zjawić się mogły tak dzikie i okrutne stworzenia, któreby rozmyślnie i dobrowolnie zabijać poddanego odważyły się» — i dodaje: «Tacy panowie podobno czasem trafić się mogą».
Historja nie potrzebuje ani adwokatów, ani prokuratorów, lecz tylko bezstronnych i nieulegających fałszywemu wstydowi sędziów, którzy nie zarzucają
- ↑ Prawo polit. nar. pols., s. 185.
nad poddanymi na sejmie w r. 1768: «Nie wątpimy, że odtąd ustało wieszanie i ścinanie chłopów». (Wewnętrzne dzieje, I, 381.