z sejmów, jakie kiedykolwiek obradowały, pod laską złodzieja, pijanicy, oszusta, zdrajcy łapownika, ks. Ponińskiego bez żadnego oporu, z jedynym protestem leżącego na progu sejmowym nieśmiertelnego Rejtana, który daremnie chciał powstrzymać posłów od wyjścia a oni, oprócz kilku zacnych, przez niego przeskakiwali. Ten czysty, gorący i wrażliwy patrjota, widząc i przypominając sobie tę ohydę, mógł wpaść w melancholję i w przystępie rozpaczy rozpłatać się stłuczoną szklanką.
Operacji rozbiorowej opisywać nie będziemy: krótko mówiąc, trzy żarłoczne sępy oderwały i pochłonęły po kawale Polski, a w resztę jej ciała wbiły swe szpony, któremi ją w 20 lat potem ostatecznie rozdarły. «Nie rozumiemy dobrze pobudek i celów — pisze Korzon — znajdujemy jednak wyraźne wskazówki, że w czasie pierwszego rozbioru trzy mocarstwa miały w umówionym planie nowego urządzenia Polski artykuł o wyzwoleniu włościan»[1]. Rzeczywiście miały, a według Ferranda artykuł ten (XVIII) tak brzmiał: «Chłopi uwolnieni będą z poddaństwa i we wszystkich parafjach (!) wybiorą sobie własnych sędziów, od których będą mogli apelować naprzód do pana ziemi, a od niego do naczelnika okręgu lub grodu»[2]. Powód tego żądania prosty: Rosji w szachrajskiej grze potrzebna była chwilowo ta karta, później wycofana. Zarówno Stackelberg, jak płatni przez niego zdrajcy (Poniński, Massalski) w delegacji 1744 r. wnosili rozmaite, nieraz bardzo radykalne