wyzwolić się z mniemania, że chłop jest pańską siłą roboczą, którą należy wyzyskać. Ten gwóźdź tkwił w mózgach szlachty głęboko i powszechnie. Kiedy papież Pius VI, proszony przez króla, zgodził się (1775) na zmniejszenie liczby świąt dla rozszerzenia czasu pracy chłopów, położył za warunek, ażeby panowie nie ważyli się tej ulgi obracać na swą korzyść[1]. Z takiego materjału obywatelskiego o «małej liczbie cnotliwych» — jak się wyraził Kołłątaj — pomijając nawet przekupionych lub czekających na przekupstwo łotrów, których liczba była niemała, nie mogło się złożyć ciało ustawodawcze wielkiej wartości, zwłaszcza w sprawie chłopów. Ludzie, którzy odrzucili wniosek uczczenia pomnikiem nieśmiertelnego Rejtana i upamiętnienia osobną tablicą zbrodni Ponińskiego z powodu braku «jednomyślności», nie byli zdolni do wysokich uniesień. «Wierz mi — mówi marszałek dworu w komedji Krasickiego Solenizant — iż ten rodzaj (chłopski) żadnego względu niegodzien. Dobroć go psuje. Urodzony do jarzma trzeba, żeby jarzmo znał, inaczej się rozbryka, i jeśli go batóg nie nawróci, szubienica chyba reszty dokaże». Takie było przekonanie większości szlacheckiej przy końcu XVIII w. Nawet najlepsi między posłami sejmu czteroletniego nie dorośli umysłowo do zadań swego czasu i stanowiska. Tak zwani patrjoci, właściwi twórcy konstytucji 3 Maja, ludzie bardzo zacni, oślepli na nikczemność króla pruskiego, któremu najzdolniejszy między nimi, Ignacy Potocki, gotów był ofiarować koronę polską. A gdy
- ↑ Jelski Zarys. II, 155. Autor objaśnia, że posiada w tym przedmiocie okólnik djecezjalny bisk. Młodziejowskiego.