Jeżeli sprawy ogólne albo raczej szlacheckie tak mało zajmowały posłów, że wielu z nich nie uczęszczało wcale na obrady i projektowano ustanowić dla nich «rygor prawa», to tem mniej pobudzała ich sprawa włościańska, którą znaczna większość posłów uważała za rozstrzygniętą w teorji i w praktyce, dobrze i ostatecznie. Gdy czytali w Dzienniku handlowym i ekonomicznym (Marzec 1789 r.), że wieś Chruszczówka w województwie podlaskiem ma chłopów ciągłych (sprzężajnych) 10, którzy robią po 10 dni pańszczyzny; gdy w lustracjach czytali skargi poddanych na dziedziców, starostów i administratorów, że ci nietylko zmuszają ich do tańszego najmu przymusowego, ale nadto płacą kwitkami i każą je odnosić do arendarza, płacącego im wódką, którą «trzeba pić, boby pieniądze przepadły»; gdy w lustracji województwa kaliskiego (1789) pokazano im skargę podpisaną przez ławnika Ścieszka ze wsi Winiary, który pisze: «Zdejmcie z nas to tak przykre jarzmo, bo zaprawdę w cięższej pozostajemy niewoli, niż niewierne żydostwo. Już kilku gospodarzy poszło... i z nasby tu przytomnych mało już lub nic do tego czasu nie było zostało, gdyby nas praca ojców na tem miejscu i właściwe zabudowania i porządki nie zatrzymywały»[1] gdy — mówię — posłowie większości sejmowej znali te i tym podobne fakty, to widzieli, w nich wypadki normalnego biegu życia. Reformatorskie projekty i napominające głosy w literaturze przebrzmiewały mimo ich uszu lub drażniły jak brzęczenie natrętnych i dokuczliwych komarów. Pomimo, że zaledwie kilkanaście
- ↑ Baranowski, Materjały, Lubomirski, Roln. ludn.