Strona:Aleksander Arct - Ciekawa powieść.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.

Al. Ar.
CIEKAWA POWIEŚC.

— Bardzo proszę, niech mi pan opowie swoją historyę.
— I owszem, skoro pan chce jej posłuchać.
Mówiąc to, pan Maciej Kubabala wskazał mi miejsce na wygodnej kozetce, usiadł w głębokim fotelu i, zapaliwszy cygaro, rzekł:
— Kochany pan ani przypuszcza, że ja — wielki podróżnik i główny leśniczy w dobrach hrabiego C., byłem przed dwudziestu kilku laty biednym pastuchem.
Po śmierci ojca, który był w Olszówce kościelnym, zostałem sam jeden na świecie bez żadnej opieki i pomocy.
Długo się tułałem wśórd ludzi i za tak zwany “wikt i opierunek” pasłem owce i gęsi.
Wreszcie przyjęto mnie do dworu za pastucha.
Od tego czasu zaczęło mi się lepiej powodzić: przestałem przy mierać głodem, miałem ciepły kąt w zimie i, co najważniejsza, zacząłem uczęszczać do wioskowej szkółki.
Garnąc się do nauki i robiąc w niej szybkie postępy, zwróciłem na siebie uwagę nauczyciela, który zaczął mi dawać do czytania ciekawe książki.
Pamiętam, że każda nowa książka była dla mnie tem, czem są dla innych dzieci najpiękniejsze zabawki.
Pieściłem ją, głaskałem, tuliłem w zanadrze i zwracałem nauczycielowi dopiero po parokrotnem przeczytaniu.
Wyszedłszy z krowami w pole siadałem na skraju lasu i, zapominając o całym świecie, zaczytywałem się w ciekawych opowieściach, lub przygodach dzielnych marynarzy.
W pilnowaniu krów wyręczał mię mój wierny przyjaciel, stary pies, Bzik.
Było to tak mądre stworzenie, że rozumiało każdy mój rozkaz i spełniało go bardzo pilnie. Gdy krowa weszła w “szkodę”, czyli w żyto, pszenicę lub owiec, dosyć mi było krzyknąć:
— Bzik, huzia ją! — a Bzik wnet spędzał krowę na łąkę.
Pewnego ranka siadłem na ulubionem mojem miejscu i, jak zwykle, czytałem jakąś książkę