Strona:Aleksander Arct - Ciekawa powieść.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

W tej nieprzebytej, strasznej puszczy nie było ani jednego ptaka, ani jednej małpy, nawet węży. Zwierzęta przy naszem zbliżaniu się cichły i kryły się w nieprzeniknione okiem knieje.
Dopiero po dwóch tygodniach tej ciężkiej drogi martwa, ciemna puszcza zaczęła się przerzedzać.
Pierwsze promienie światła po witaliśmy radosnym okrzykiem. Wyszliśmy na dużą, bagnistą po lanę, na której spotkaliśmy pierwszych dzikich mieszkańców tych odwiecznych borów.
Dzicy przyjęli nas bardzo gościnnie: naznosili palmowych mi gdałów, patatów i purpurowych liści manioki.
BByliśmy zdumieni ich porządkiem i czystością: koło każdego szałasu znajdowała się zagroda, w której co ranek i wieczór dzicy obmywają swe ciało ciepłą wodą. Następnie nacierają się cytrynowym sokiem i oliwą z palm w celu nadania ciału elastyczności i zwinności, a skórze — połysku.
Obdarzyliśmy ich za gościnność błyskotkami, na które rzucili się z wielkim krzykiem i o mało się przy tej sposobnoścśi nie pobili.
25 marca dotarliśmy nareszcie do brzegów rzeki Cavally.
Floryan był pewny, że dalszą część drogi uda się odbyć na łodziach, lecz prąd Cavally był tak szybki, że płynąć pod wodę było niemożliwoścśią.
Zaczęły padać gwałtowne desz cze, musieliśmy się przeto zatrzymać na dłużej.
Żeby się schronić przed możliwym napadem dzikich, poleciliśmy tragarzom budowanie ochron nego fortu.
Po tygodniu mieszkaliśmy już w szałasach, otoczonych mocnym parkanem z pni palmowych
Ollone i Hostains za zgodą Flo ryana wywiesili nad naszym sza łasem francuską flagę i oznajmili żołnierzom, że fort tennależy do Francyi i będzie nosił nazwę fortu Binger. Strzelcy uczci li flagę trzykrotną salwą z karabinów.
Zaledwie przebrzmiało echo strzałów, na przeciwległym brze gu rzeki ukazały się setki czarnych dzikich; krzycząc i wymachując dzidami, wyciągnęli z sitowia wąskie łodzie, przepłynęli rzekę i bez obawy zbliżyli się do naszej rezydencyi.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Dział dziatwy ...... ........
Tłumacz, porozumiawszy się z nimi oświadczył, że dzicy z ple mienia Graoros cieszą się z naszego przybycia i nie żywią ku nam żadnych nieprzyjacielskich zamiarów.
Floryan pozwolił starszyźnie i ich kobietom wejść do zagrody.
Dzicy, nie mając dotychczas żadnej styczności z białymi, bar dzo się nam ciekawie przyglądali. Nasze mieszkanie, ubrania