— O siódmej zrana. W pół godziny po naszym wyjeździe opuśćcie kryjówkę i — śmiało na wroga!...
∗ ∗
∗ |
Nazajutrz, zaledwie wydzwoniła siódma godzina, na wysokiej wieży zamku zabrzęczały łańcuchy i otwarła się olbrzymia brama.
Przez nią przejechał poczet jeźdźców konnych, którzy, zjechawszy wolno ze wzgórza, ruszyli w kierunku lasu i zagłębili się w bocznym parowie.
Wówczas Arnold i jego towarzysze, ukrywszy łuki i dzidy pod sukmanami, wypadli z gęstego lasku i ruszyli śmiało do zamku.
Kiedy się zbliżyli do zamkowej bramy, z bąszty dał się słyszeć gruby, donośny głos strażnika:
— Kto wy i po co przybywacie?
— Jesteśmy obywatele z Uri[1]. Niesiemy księciu podatki.
— Zaczekajcie, dam znać odźwiernemu.
Rozległ się dźwięk rogu. Na to hasło w bramie otwarło się małe okienko, a w nim ukazała się głowa odżwiernego.
Ujrzawszy przybywających, odźwierny uśmiechnął się tajemniczo i rzekł:
— Przybywacie w sam czas! Leuthold już wyjechał. Na zamku niema nikogo. Zaraz wam otworzę.
Po chwili zasuwa zazgrzytała, łańcuchy zabrzęczały, dwa skrzydła bramy rozwarły się szeroko.
Kiedy spiskowcy weszli na podwórze, we
- ↑ Kanton czyli okręg.